sobota, 1 maja 2010

Maj - Najpiękniejszy miesiąc



  Dziecięca miłość do Maryi, Matki Bożej, jest znamienną cechę całej duchowości kapłańskiej i zakonnej błogosławionego Ojca Pio z Pietrelciny. Można pokusić się o stwierdzenie, że w nagrodę za tę miłość, Niepokalana Dziewica z Nazaretu wyjednała swemu duchowemu synowi łaskę zaliczenia go w poczet błogosławionych Kościoła właśnie w miesiącu Jej poświęconym, tj. w maju; bowiem data beatyfikacji Stygmatyka z Pietrelciny przypadła na dzień 2 maja 1999 roku.


  Miesiąc maj ukochał Ojciec Pio najbardziej ze wszystkich w ciągu całego roku, ponieważ jest czasem szczególnej czci i miłości wobec Niebieskiej Matki. O tym, jak wiele znaczył miesiąc maj w jego życiu, najlepiej świadczy list, który skierował do o. Agostino 1 maja 1912 r.: Och, jak bardzo piękny jest miesiąc maj. To najpiękniejszy miesiąc w roku! Tak, Drogi Ojcze, jak wspaniale ten miesiąc głosi słodycz i piękno Maryi.

  Kiedy myślę o niezliczonych dobrodziejstwach otrzymanych od tej kochanej Mateńki, wstydzę się siebie samego, ponieważ nie wpatrywałem się wystarczająco z miłością w Jej serce i w Jej ręce, które z tak wielką dobrocią obdarzyły mnie nimi... jakże często zwierzałem tej Matce bolesne niepokoje mojego wzburzonego serca! A jakże często Ona mnie pocieszała! Lecz na czym polegali moja wdzięczność? W moich największych cierpieniach wydawało mi się, że nie mam już matki na ziemi, lecz tylko bardzo litościwą Matkę w niebie... Dla mnie miesiąc maj jest miesiącem łask... (Epistolario I, s. 275).

  Dziecięca miłość Ojca Pio do Matki Bożej rodziła się i dojrzewała w przestrzeni i w czasie pomiędzy rodzinną Pietrelciną, a kapucyńskim klasztorem w San Giovanni Rotondo. Już jako mały chłopiec przez długie modlitwy i częsty różaniec wyrażał swoje przywiązanie i miłość do Maryi, która w figurze Madonny Zwycięskiej była czczona w jego rodzinnej parafii. Już od piątego roku życia Maryja towarzyszyła mu w widzeniach, prowadziła go drogą wiary do Jezusa i broniła przed złymi duchami. W listach do swoich kierowników duchowych Ojciec Pio zapewniał, że od dzieciństwa często widział Matkę Bożą, która z nim rozmawiala i pocieszala go. Był głęboko przekonany, że wszyscy ludzie w podobny sposób doświadczają takiej bliskości z Maryją.

  Pewnego razu, z charakterystyczną dla siebie prostotą, Ojciec Pio zapytał ojca Agostino: "Czy nie widzisz Matki Bożej?" Na co otrzymał negatywną odpowiedź swojego kierownika duchowego. Nie dowierzając temu, co usłyszał, dodał: "Mówisz tak przez święta pokorę". Wkrótce przekonał się, że współbrat nie kłamał, i że taka bliska zażyłość z Matką Jezusa jest darem łaski.

  Kiedy w 1916 r. Ojciec Pio na stałe osiadł w klasztorze w San Giovanni Rotondo usytuowanym na zboczu góry targano, otrzyma celę zakonną z numerem 5, nad którą widniał napis - sentencja św. Bernarda z Clairvaux:

Maryjo, Ty jesteś całą podstawą mojej nadziei.

  Rzeczywiście, przez przeszło pięćdziesiąt lat przyszło mu w tym klasztorze całą swoją nadzieję pokładać w Maryi, która bronila go przed atakami złych ludzi, wspierała w dziełach miłosierdzia, leczyła w chorobie, pomagała w kapłańskiej posłudze i wreszcie towarzyszyła w umieraniu.

  Nie tylko napis nad drzwiami przypominał Ojcu Pio o miłości do Maryi, ale także Jej, pochodzący z 1616 r., obraz w klasztornym kościółku, w którym czczono Ją jako Matkę Bożą Łaskawą. Istotnie była Ona łaskawa, nie tylko dla swojego duchowego syna, ale także dla wszystkich, których on Jej polecał w modlitwach. Zachęcał również, by wszyscy inni, tak jak on, nieustannie trwali w błaganiach przed Maryją: Trwajmy ze stałością i uporczywością, a Matka Boża nie pozostanie głucha na modlitwy swoich dzieci... ,jeśli będziemy trwać, To Matka Miłosierdzia nakłoni Serce Swoje ku naszym modlitwom i wzdychaniom...

  Trzeba przyznać, że życie Stygmatyka z góry targano było przesycone modlitwą, co więcej, na wzór świętego Franciszka, Ojciec Pio nie tylko się modlił, lecz stał się modlitwą. Najbardziej przez niego ulubiony był właśnie Różaniec, bo, jak twierdził, jest on Ewangelią Matki Bożej, Jej brewiarzem, Jej Eucharystią, gdyż przez Różaniec Maryja przekazuje nam samą siebie: swoje życie, swoje dzieło, zaszczyty, zasługi i łaskę. Czyni to w piętnastu tajemnicach i chce, abyśmy je rozważali. Nie dziwi zatem fakt, iż odmawiał go dniem i nocą czterdzieści, a czasem i pięćdziesiąt razy na dobę.

  Ojciec Pio uczył, że Różaniec to potężna broń, by zwyciężyć szatana, pokonać pokusy, zdobyć serce Pana Boga, otrzymać łaski od Matki Bożej, co więcej, Różaniec jest syntezą naszej wiary, podtrzymaniem naszej nadziei, wybuchem naszej miłości. Nawet w ostatnich poleceniach przed śmiercią, niczym testament, pozostawił nam słowa apelu, które wyrażają jego miłość do Matki Bożej i Różańca: Kochajcie Matkę Najświętsza i czyńcie wszystko, by Ją kochano. Zawsze odmawiajcie Różaniec.

  W klasztorze w San Giovanni Rotondo stoi figura Matki Bożej Fatimskiej - kolejny dowód niezwykłej miłości, jaka łączyła naszego Stygmatyka z Najświętszą Maryją Panną. Figura ta przypomina o cudzie, którego doświadczył Ojciec Pio za wstawiennictwem swej Niebieskiej Matki.

  Miało to miejsce w roku 1959, kiedy podczas przygotowywania wiernych do peregrynacji figury Matki Bożej Fatimskiej, Ojciec Pio ciężko się rozchorował, tak, że nawet nie mógł odprawiać Mszy św. Kiedy dobiegły końca uroczystości związane z przybyciem figury Matki Bożej do San Giovanni Rotondo i przewożący ją helikopter uniósł się w górę okrążając klasztor, Ojciec Pio widząc, że Matka Boża odlatuje nie uzdrowiwszy go, ze łzami w oczach zawołał:

"Matko moja! Przyjechałaś do Italii i przywiozłaś mi ten problem, Przyjechałaś do San Giovanni Rotondo i zastałaś mnie nadal chorego, teraz odlatujesz i pozostawiasz mnie w tym stanie, nie udzielając mi nawet swego błogosławieństwa!"
 
  W jednym momencie zakonnik poczuł się lepiej, mógł wstać i chodzić. W ten sposób Maryja odwdzięczyła się swemu duchowemu synowi za jego wierność, ufność i dziecięcą miłość.

  Ta synowska przyjaźń, która łączyła Ojca Pio z Matką Bożą, umacniała się przez nieustanną pamięć, modlitwę i wdzięczność, nie znikające z jego kapłańskiego serca i codziennego życia. Maryja towarzyszyła swojemu duchowemu synowi podczas całego jego dnia: czy to na klasztornych schodach, gdy odmawiał różaniec; czy w chórze zakonnym, gdy klęczał zatopiony w modlitwie; czy przy ołtarzu, gdy sprawował Najświętszą Ofiarę, a nawet w jego zakonnej celi.

 Pewnego razu, dwaj współbracia Ojca Pio, żartując sobie nieco, zapytali go: "Ojcze, powiedz nam prawdę, czy Matka Boża jest teraz w twoim pokoju?"

 Popatrzył na nich zdziwiony i zaraz odparł z uśmiechem: "Tacy jesteście głupi! Powinniście to pytanie postawić inaczej i zapytać, czy Ona kiedykolwiek opuściła mój pokój".

 W jednym ze swoich listów Ojciec Pio napisał, że Maryja nie opuszcza go nawet podczas sprawowania Mszy św.: ,Jak ta uboga Mateńka pragnie dla mnie dobra, doświadczam tego i teraz, w tym miesiącu (tj. maju). Oto z jaką dobrocią towarzyszyła mi w drodze do ołtarza tego ranka! Wydaje mi się, że Ona nie myślała o niczym innym, tylko o tym, aby moje serce napełnić świętymi uczuciami (Epistolario I, s. 276).

 Obecność Maryi, tak wyraźna w ciągu całego życia Stygmatyka z San Giovanni Rotondo, była dozgonna. Kiedy bowiem zbliżał się kres jego ziemskiej pielgrzymki, wieczorem 22 września 1968 r., po raz ostatni odmówił swoje różańce, a o godzinie 2.30 po północy, ze słowami: Jezus, Maryja! na ustach i różańcem w ręku, zasnął w ramionach Matki Bożej.

 Co mógłby nam dziś powiedzieć Ojciec Pio o swej dziecięcej miłości do Niepokalanej Dziewicy z Nazaretu? Do czego by nas zaprosił? Myślę, że wciąż aktualnym pozostanie wołanie, które w pełni wyraża jego synowskie uczucia miłości względem naszej Niebieskiej Matki i jest jego apelem do nas, ludzi nowego już pokolenia, chrześcijan przełomu XX i XXI wieku: Tak bym chciał mieć bardzo mocny glos, aby nim wezwać wszystkich grzeszników świata, aby kochali Maryję Dziewicę! To jednak przekracza moje możliwości. Prosiłem więc mojego kochanego Anioła Stróża, by on byt łaskaw za mnie wypełnić to zadanie... Chciałbym latać i zapraszać wszystkie stworzenia, by kochały, Jezusa i kochały Maryję (Epistolario I, s. 277).

O.Błażej Strzechmiński OFMCap