niedziela, 30 stycznia 2011

Ks. Dominik Chmielewski - Wojownik Maryi

fot: http://www.janbosko.szczecin.pl/
    Całe moje życie związane było ze sztukami walki - to był priorytet mojego życia. Medytowałem po dwie godziny dziennie zen, jogę - ćwicząc trzy razy dziennie mentalnie i fizycznie karate. W wieku 21 zostałem dyrektorem ds. karate w Polskim Związku Sztuk Walki w Bydgoszczy i mając stopień 3 dan szkoliłem ludzi w bojowej odmianie karate. Studiując  wtedy teologię i filozofię napisałem pracę licencjacką nt. możliwości synkretyzmu filozofii Dalekiego Wschodu z chrześcijaństwem, za którą otrzymałem stopień bardzo dobry. Był to czas, kiedy religia dopiero wchodziła do szkół i poproszono mnie, abym wykładał w jednej z nich religię. Zgodziłem się. Prowadziłem już wtedy szkolenia w dwóch prywatnych szkołach walki, które jak na tamte czasy dawały mi duże możliwości finansowe. To niesamowicie ładowało moje ego. Na imprezach, na dyskotekach, gdzie się zjawiałem, mówili za mną: "Patrz, to jest ten karateka, który strasznie napie......". Z perspektywy czasu widzę, że było to żenujące, ale wtedy "jarało" mnie to strasznie... I w tamtym czasie zacząłem wchodzić w bardzo konkretną decyzję poświęcenia się na całe życie wschodnim sztukom walki. Chciałem wyjechać na Okinawę i trenować przez całe życie pod okiem wielkich okinawańskich mistrzów. Wiedziałem, że wyjazd ten będzie łączył się z bardzo konkretną inicjacją w sztukach walki, którą można porównać do chrztu w chrześcijaństwie. Polega ona na oddaniu swojego całego umysłu i ciała duchowi karate na całe życie, a jest to duch buddyzmu, duch walczącej agresji, mimo całego nacisku na obronę w technikach walki...

    Moja rodzina jest bardzo wierząca. Mieliśmy taki zwyczaj codziennego wspólnego odmawiania dziesiątki różańca. Ja sam nie zauważałem jeszcze wtedy pewnej zdumiewającej rzeczy - było mi coraz trudniej skupić się na modlitwie. Chodziłem co niedzielę na Mszę Świętą, ale mój umysł zupełnie nie był w stanie skupić się na Eucharystii. Z drugiej strony mogłem np. przez godzinę bez trudu medytować zen w zupełnym odprężeniu i ciszy, skupiając się na energiach, które krążyły w moim ciele. Dopiero potem, gdy doświadczyłem Ducha Świętego, zrozumiałem, że są to dwie zupełnie różne moce, które w nas działają. Nie jest prawdą, że Bóg Jedyny i Prawdziwy jest wierzchołkiem góry i różne ścieżki duchowe do Niego prowadzą. Ale  trzeba samemu tego doświadczyć.
    W tym czasie działałem także w odnowie charyzmatycznej jako animator muzyczny. Pewien znajomy ksiądz zaprosił mnie do Medjugorie. Mówił, że są tam jakieś objawienia Matki Bożej i tak dalej... Zaraz do tego wrócę, muszę Wam się jednak najpierw do czegoś przyznać. Miałem wielkie problemy, aby przyjść na ten świat - by się urodzić. Moja mama poroniła pierwsze dziecko i gdy była ze mną w stanie błogosławionym, bardzo przeżywała to, czy się urodzę. W którymś miesiącu ciąży okazało się na podglądzie, że jestem owinięty pępowiną w taki sposób, że jeśli będę chciał wyjść z łona mamy, to się uduszę. Lekarze byli bezradni i nie wiedzieli, co zrobić. Wtedy moja mama bardzo gorąco zaczęła modlić się do Matki Bożej i powiedziała Jej z całą świadomością, że oddaje mnie Jej na własność, że Maryja może zrobić ze mną co chce, bylebym tylko się urodził. Jak się wkrótce okazało, pępowina "nie wiedzieć czemu" cudownie pękła - ku zdziwieniu lekarzom... a ja przepięknie urodziłem się - tak, że nie tylko się nie udusiłem, ale urodziłem się cały i zdrowy.
    Wracając do Medjugorie. Kiedy tam przyjechaliśmy - ja i moich dwóch kolegów, z którymi przyjechałem, też związanych ze sztukami walki, przeraziliśmy się intensywnością programu. W domu miałem problemy z odmówieniem jednej dziesiątki, a tam miałem odmawiać całe 3 części różańca! A dodatkowo jeszcze Msza Święta, modlitwa o uzdrowienie, modlitwa o uwolnienie... No ale, jak już jesteśmy - pomyślałem - to idziemy... Rzeczą, która najbardziej zdumiała mnie na początku było to, że w Medjugorie te modlitwy, które mówisz w domu i ciebie nudzą, tam odmawiasz z lekkością, z radością, z życiem. Postanowiłem jednak być człowiekiem bardzo chłodnym i analitycznym w odbieraniu tego miejsca. Nie chciałem poddać się sugestiom innych ludzi dotyczących dziejących się tam nadprzyrodzonych wydarzeń.
    Na drugi dzień okazało się, że jesteśmy zaproszeni na górę Podbrdo, na objawienie się Matki Bożej. Przybyło nas tam ze 2 tys. osób. Dopchałem się z kolegami do krzyża, przy którym objawia się Maryja, by być jak najbliżej tego niezwykłego wydarzenia. Była godz. 21:30, cudowny klimat, ludzie rozmodleni, śpiewy uwielbiające Jezusa... Nagle zorientowałem się, że stoję blisko Iwana - jednego z widzących. Jeszcze pamiętam, jak odezwałem się wtedy do kolegów: "Patrzcie, to jest doskonały zen. Tak powinniśmy medytować, w takim skupieniu, jak ten koleś tutaj...".
    Około godz. 22:30 stało się… Ivan nagle zerwał się, klęknął, podniósł głowę i zaczął z kimś rozmawiać. Wszedł w ekstazę. Kapłan, który był przy nim, wziął mikrofon i powiedział, że właśnie Matka Boża przyszła i jest już wśród nas. Wszyscy uklęknęli, ja miałem przed tym opory i nie chciałem uklęknąć, starałem się to wszystko analizować bardzo sceptycznie i na spokojnie. I w pewnym momencie coś się stało. Przyszła do mnie  niesamowita fala takiej czułości i takiego szczęścia, że moje ciało, moje emocje, wszystko zaczęło się we mnie totalnie wywracać. Zacząłem płakać jak dziecko. To doświadczenie mocy było zupełnie inne od tego, które uzyskiwałem przez medytację po 15 latach treningu. Była to odczucie... najbardziej niezwykłej kobiety. Bardzo delikatna, bardzo subtelna i łagodna  moc płynąca od Najpiękniejszej Dziewczyny we Wszechświecie. Rozwaliło mnie to zupełnie. Czułem, jakby mnie Ktoś przytulał, modlił się nade mną i szeptał prosto do serca, jak bardzo jestem kochany… Trwało to około 15 minut, po czym widzący wstał, wziął mikrofon i zaczął opowiadać o tym, co Matka Boża mówiła, jak wyglądała...
    Wtedy runął mi zupełnie obraz Maryi, który miałem wcześniej. Wcześniej wyobrażałem Ją sobie siedzącą na tronie, z berłem i Dzieciątkiem na ręku, patrzącą gdzieś z daleka na ten świat, jako kogoś bardzo dalekiego ode mnie. Mówiło się zdrowaśki do Matki Bożej, ale tak naprawdę zupełnie Jej nie odczuwałem. A tu słyszę, że Maryja wygląda mniej więcej na 17-18 lat, ma około 164 cm wzrostu, niebieskie oczy, kruczoczarne włosy, jest niezwykle delikatna, ale moc, która płynie z Niej, z Jej spojrzenia jest niesamowita. Szczególnie Jej oczy są niesamowite. Widzący nie wpadają w ekstazę z faktu, że widzą Matkę Bożą, tylko z olbrzymiego przeżycia w zobaczeniu, jak Ona wygląda. Ivan mówi, że nazywa Ją piękną, ale to słowo w stosunku do Niej nic nie znaczy. Trzeba Ją zobaczyć, by zrozumieć. Jej piękno nie jest stąd, nie jest z tego świata! Mówi, że nigdy nie widział piękniejszej Dziewczyny. Ona jest taka delikatna i taka piękna! Inna z widzących mówiła to samo, że nie może znaleźć  słów, by opisać Jej piękno, gdyż nie ma takiego piękna na ziemi. Nie ma żadnej osoby, która by Ją przypominała. Ona jest zawsze piękniejsza. Gdy jest się przy Niej, ma się chęć tylko płakać ze szczęścia...
    Napisałem później pracę licencjacką o objawieniach Matki Bożej w chrześcijaństwie. Okazało się, że w ciągu tych 2000 lat wszyscy widzący Maryję widzieli praktycznie to samo - najpiękniejszą nastolatkę świata o urodzie i piękności takiej, że niemożliwe jest opisanie Jej opisanie. Patrząc na Maryję człowiek całkowicie wymięka. Kto odkrył Maryję naprawdę, ten odkrył promieniowanie Jej niesamowitej czułości i miłości, delikatności połączonej z niesamowitą mocą i wolą walki z szatanem. Taka jest Maryja z Nazaretu, Największa Wojowniczka Boga. Gdziekolwiek Ona się pojawi, szatan jest miażdżony.
    Po tym objawieniu ludzie padali sobie w ramiona. Zapanowała wielka radość i pokój. W tym stanie uniesienia ludzie zaczęli wracać do swoich kwater, a ja, wstrząśnięty, postanowiłem sobie usiąść jeszcze przy tym kamieniu, pod krzyżem. Tam powiedziałem Maryi:
"Jeśli to wszystko, co tutaj się dzieje, jest prawdą, a nie tylko moim emocjonalnym rozchwianiem, to proszę Cię, Maryjo, abyś jeszcze raz przyszła i została tutaj ze mną, bo muszę coś bardzo ważnego w życiu zrobić i muszę Ci o tym powiedzieć."
    Siadłem sobie na kamieniu i powtórnie otrzymałem dar bardzo silnego odczucia Jej obecności… Siedziałem na tym kamieniu, Ona siedziała obok mnie i opowiadałem Jej o wszystkim, o całym moim życiu, o przyszłości... Co to było za odczucie… nie zapomnę tego do końca życia!
    W końcu kumpel mówi: "Dominik, idziemy już na kwatery! Zobacz jak długo tu siedzimy...". Ja mówię: "Stary, daj spokój, jeszcze pół godziny." A on na to: "Zobacz, która jest godzina." Ja patrzę na zegarek: 01:30 w nocy. Zdumiony nie wierzyłem, że siedziałem tam tak długo… czas po prostu przestał dla mnie istnieć.
    W końcu wróciliśmy na kwatery, a ja nie mogłem zasnąć. Cały czas, niesamowicie wzruszony postanowiłem to wszystko co odczuwałem przelać na papier. Napisałem list do Maryi, w którym oddałem Jej całe moje życie - swoją dziewczynę, sztuki walki, moich przyjaciół, całą moja przyszłość, wszystkie plany na życie, które miałem. Schowałem ten list do kieszeni i dopiero wtedy usnąłem.
    Na drugi dzień poszliśmy do jednej z widzących - Vicki. Ta opowiadała nam przepięknie o Matce Bożej, o przesłaniach Maryi do świata i zakończyła niespodziewanie słowami:
"Jeśli ktoś chce coś szczególnego powiedzieć Matce Bożej, to dzisiaj wieczorem, kiedy Ona przyjdzie do mnie, dam Jej tę informację od was. Dlatego, jeśli ktoś chce, to niech coś napisze i da mi, a ja Jej to przekażę."
    Szybko sięgnąłem do kieszeni i pierwszy przekazałem Vicce mój list.
    Wróciłem do domu, do Polski w stanie niezwykłego duchowego przebudzenia. Nie rozstawałem się z różańcem, zacząłem pościć o chlebie i wodzie, wyłączyłem telewizor, muzykę… Moi rodzice byli wtedy na rekolekcjach Oazy Rodzin. Zadzwonili do mnie z pytaniem, jak tam było. Powiedziałem, że nie jestem w stanie tego opisać. Zaproponowali więc, abym do nich przyjechał i wszystko im opowiedział...
    Na miejscu było około 60 osób - rodzin z małymi dziećmi i dwóch kapłanów. Kiedy zacząłem opowiadać o Medjugorie, było około godziny 22:00. Skończyłem opowiadać gdzieś koło północy. Rodzice patrzyli na mnie takimi oczami, jakby zobaczyli ducha. Obecni tam księża, którzy mnie znali, byli w niezłym szoku. Na końcu powiedziałem im, że tam - w Medjugorie - otrzymaliśmy specjalne błogosławieństwo od Matki Bożej, które mamy przekazywać wszystkim innym, w celu nawracania ich i przyjęcia błogosławieństwa Bożego. I jeśli chcą, to mogę im to błogosławieństwo przekazać. Księża patrzą na mnie... - wyobraźcie sobie: koleś przyjeżdża nie wiadomo skąd i jakieś błogosławieństwo chce przekazywać... Rodzice też za bardzo nie wiedzieli co się dzieje. Było tam kilkanaście małżeństw, które przy kawce słuchały tego wszystkiego... I nagle zrobił się niesamowity harmider. Tamci pobiegli po inne małżeństwa, zaczęli budzić dzieciaki o 24:00, schodzić się całymi rodzinami. Ja kładłem na nich ręce, błogosławiłem... co się tam działo...tyle pokoju i radości w sercach tylu ludzi…
    Kiedy wróciłem do domu kręciłem okrążenia na różańczyku, jedno okrążenie za drugim, nie nudząc się, nie mogąc się nasycić modlitwą odczuwając niesamowitą radość, szczęście i pokój serca. Szczególnie niezwykłe było doświadczenie pokoju serca, daru Ducha Świętego od Maryi Królowej Pokoju. Zobaczyłem, że wyciszenie zmysłów, które uzyskiwałem w czasie medytacji zen, to zupełnie inne doświadczenie niż pokój serca, dar Ducha Świętego. Po dwóch dniach zadzwonił do mnie przyjaciel znad morza i mówi: "Słuchaj, od trzech dni trwa zgrupowanie karate, które miałeś prowadzić. Gdzie ty jesteś?"
    Rzeczywiście, zupełnie o tym zapomniałem. Zapakowałem kimono do plecaka i pojechałem. Na treningu wszyscy spojrzeli  na mnie zdumieni, ponieważ do czarnego pasa przy kimonie przywiązałem różaniec. Nic nie powiedzieli z szacunku, a może i ze strachu, że dostaną bęcki za głupie uśmieszki, ale spojrzenia mieli przedziwne. Poprowadziłem trening jak zawsze, czyli pokazywałem im, jak na pięćdziesiąt różnych sposobów można kogoś zabić, a potem wyjąłem swój różaniec i powiedziałem, że dzisiaj nie będzie medytacji, tylko opowiem im o miłości Pana Boga do każdego z nich i opowiem, kim jest Matka Boża... I najciekawsze było to, że tak słuchali mnie przez dwie godziny, a na końcu wszyscy chcieli przyjąć błogosławieństwo Matki Bożej. Tak więc kładłem na nich ręce i przekazywałem je modląc się nad nimi.
    Dużo by jeszcze opowiadać... Ponieważ byłem dosyć znany w środowisku młodzieżowym w Bydgoszczy, zaczęto mnie zapraszać na różne rekolekcje. Głosiłem Słowo, mówiłem o Medjugorie, o Maryi. Bardzo dużo osób się nawracało, do tego stopnia, że zaczęliśmy organizować pielgrzymki do Medjugorie - tylko dla młodzieży. Utworzyliśmy grupy medjugorskie Matki Bożej, gdzie młodzież modliła się trzema częściami różańca dziennie i pościła o chlebie i wodzie w środy i piątki. Działy się wielkie rzeczy, znaki i cuda nawróceń wręcz zdumiewających!
    Kilka miesięcy później, będąc w Dębkach niedaleko Żarnowca, ćwicząc intensywnie na treningu karate, zacząłem odczuwać, że wykonując  techniki karate, przenika mnie złowrogi niepokój, nie wiadomo skąd. Trening, który kiedyś przynosił mi ogromną radość, teraz nie wiedzieć czemu stał się odczuwaniem  niewytłumaczalnego lęku i niepokoju. Straciłem cały pokój serca i radość, który miałem dzięki modlitwie. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Wiedziałem, że niedaleko mieścił się klasztor benedyktynek i pewnego dnia poszedłem tam. Na furcie powiedziałem, ze chciałbym porozmawiać z jakąś mądrą siostrą. Po chwili wyszła do mnie jedna z sióstr, która tak na mnie popatrzyła, uśmiechnęła się i powiedziała: "Czekałam na ciebie." Usiedliśmy sobie w pokoju i zaczęliśmy rozmawiać tak, jakbyśmy się znali od zawsze. Na końcu powiedziała mi: "Słuchaj, Matka Boża ma dla ciebie wspaniały plan, ale tym, co cię od Niej odgradza jest sztuka walki, którą trenujesz. Wybór należy do ciebie."
    Byłem zdumiony… Myślałem, że będę przyprowadzał do Matki Bożej chłopaków, którzy sami od siebie nigdy do kościoła nie przyjdą i to będzie taka fajna forma ewangelizacji, by poprzez sztuki walki doprowadzić ich do chrześcijaństwa. Ale ona kręciła tylko głową i mówiła:
"Nie, to są dwa różne źródła mocy, nie można tego łączyć. Nie można być jednocześnie chrześcijaninem i buddystą. Nie można trenować kogoś w bardzo brutalnych technikach walki, a jednocześnie otwierać się na Moc Ducha Świętego, który jest Pokojem, Czułością, Łagodnością całkowicie pozbawioną agresji…".
    Tak więc z ciężkim sercem, ale za wielką łaską Bożą podjąłem decyzję, że rezygnuję ze sztuk walki. Przyjechałem do Bydgoszczy, zrobiłem walne zebranie związku i złożyłem rezygnację ze stanowiska dyrektora technicznego ds. karate. Nie wiedziałem, co będzie dalej, ale moja decyzja była nieodwołalna.
    Od tamtego czasu minęło przeszło 15 lat. Nadal przyjaźnię się z wieloma znajomymi z tamtego środowiska sztuk walk. Cały czas trzymamy się razem. Moi najbliżsi przyjaciele, z którymi trenowałem przez wiele lat, są dzisiaj ewangelizatorami w Bydgoszczy; jeden w środowisku biznesmenów, drugi już nie trenuje sztuk walki – zrezygnował z nich  na rzecz sportów walki. Ma bardzo mocną sieć klubów taekwondo w Bydgoszczy i tam również  propaguje drogę życia chrześcijańskiego wśród młodzieży.
    Kończąc moje opowiadanie, Matka Boża coraz głośniej wołała mnie, abym się Jej oddał. To było z miesiąca na miesiąc coraz mocniejsze, coraz silniejsze, ale tak jak zawsze, było to: "Jeśli chcesz. Nie musisz, tylko jeśli chcesz." Bardzo delikatnie, cichutko, aby nie przestraszyć, aby nie naruszyć wolnej woli, pytała:

"Czy chcesz być mój na zawsze, tylko dla mnie? Jeśli tego nie chcesz, będę cię kochać, będę cię błogosławić, dam ci szczęśliwą rodzinę. Ale jeśli chcesz zostać moim ukochanym kapłanem, to będziesz najbardziej szczęśliwy."
    No i tak się stało. Rok później wstąpiłem do zgromadzenia salezjańskiego...
   
I tak, w wielkim skrócie, opowiedziałem Wam historię swojego powołania. Po wielu latach prowadzenia przez Maryję w życiu zakonnym, doświadczałem wielkich walk z szatanem, ale na Niej nigdy się nie zawiodłem. Ona zawsze była, jest i będzie przy mnie i przyjdzie po mnie w chwili śmierci, aby mnie przyprowadzić do Ojca Niebieskiego, tak jak to czyni każdego dnia już tu na ziemi - na modlitwie. Jej moc nad szatanem jest druzgocząca, Ona ma całą moc Boga, aby zmiażdżyć szatana. Tak bardzo to widzę w posłudze uwalniania i egzorcyzmach. W posłudze uzdrawiania widzę, że najpiękniejsze uzdrowienia dzieją się wtedy, gdy Ona prosi o nie Jezusa i Jezus dokonuje ich składając nas w Jej ramionach. A jednocześnie widzę jak szatan przeraźliwie Jej się boi i zrobi wszystko, żeby wyeliminować Ją z życia i z serca każdego dziecka Bożego. Widzę, że - tak jak w życiu ziemskim - relacje w rodzinie są wtedy najpiękniejsze, gdy dziecko ma kochającą mamę i tatę... tak w życiu duchowym dziecko najpiękniej się rozwija, gdy ma kochającego Ojca Niebieskiego i Najwspanialszą Mamę Maryję! Wtedy jest najbezpieczniejsze :)


Ks. Dominik Chmielewski

PS. Oto krótki filmik z czasów mojego trenowania karate: < zobacz >
Źródło : www.tajemnicamilosci

środa, 26 stycznia 2011

wtorek, 25 stycznia 2011

Orędzie Matki Bożej z 25 stycznia 2011 r.

„Drogie dzieci! Również dziś jestem z wami i patrzę na was i błogosławię i nie tracę nadziei, że ten świat przemieni się na lepsze i że pokój będzie panował w ludzkich sercach. Radość zapanuje nad światem, bo otwarliście się na moje wezwanie i miłość Bożą. Duch Święty przemienia wielu ludzi, którzy powiedzieli „tak”. Dlatego pragnę wam powiedzieć: dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”


PS. Dziś jak każdego 25 dnia miesiąca w parafii Medziugorje będzie całonocna adoracja Najświętszego Sakramentu. Od godz. 22: 00 do 23: 00 - wspólna, potem adoracja w ciszy do 7 rano.

poniedziałek, 24 stycznia 2011



...Prośmy naszą Matkę, Matkę wszystkich ludzi, aby dzięki Jej miłosiernemu i pełnemu miłości wsparciu zjednoczyli się wszyscy uczniowie Chrystusa. Aby nastała jedna Owczarnia. Aby Królestwo Boże zatriumfowało na całej ziemi...
Ojciec Święty Benedykt XVI (23.01.2011)

Tak pójdę za Tobą

Mam na imię Liga mam 26 lat. Jestem najmłodszą z trójki rodzeństwa. Moja rodzina mieszkała w małej wiosce na Litwie. Moi rodzice byli katolikami, ale tak naprawdę nie praktykowali swojej wiary. Kiedy miałam 7 lat Litwa uzyskała niepodległość, wtedy moja rodzina zaczęła uczęszczać na niedzielne msze święte. Bardzo interesowała mnie religia, rok później przystąpiłam do Pierwszej Komunii i zaczęłam uczęszczać na spotkania organizowane dla dzieci przez naszą parafię. 
 Powoli Kościół coraz bardziej mnie przyciągał. Mniej więcej w tym samym czasie moja starsza siostra zaczęła studiować teologię. Opowiadała mi niesamowite historie o Jezusie i życiu świętych. Kiedy dorastałam mój dziecięcy entuzjazm zmniejszył się, każda niedzielna Msza Święta stawała się tylko coraz cięższym obowiązkiem do spełnienia. Nie zdawałam sobie sprawy z tego, co tak naprawdę dzieje się podczas Eucharystii, więc trudno było mi ją polubić. Kościół wydawał mi się miejscem przeznaczonym dla starszych osób i trudno mi było się w nim odnaleźć. Jednak nie przestawałam wierzyć w Boga i modlić się. Po ukończeniu szkoły podstawowej, żeby kontynuować naukę w szkole średniej musiałam przeprowadzić się do pobliskiego miasta i zamieszkać w akademiku. Kiedy przestałam mieszkać z rodziną poczułam się wystarczająco wolna, żeby robić to, na co mam ochotę. W wieku 16 lat z powodu różnych problemów w szkole, wpadłam w depresję. Wiedziałam, że sama nie radzę sobie z własnymi problemami i potrzebuję pomocy, ale byłam zbyt nieśmiała żeby o nią prosić. Zaczęłam pokładać nadzieję w Bogu. Za każdym razem, kiedy czułam się źle zaczynałam się modlić: Panie Jezu zmiłuj się nade mną! Nie wiedziałam, dlaczego wybrałam właśnie te słowa na modlitwę - kiedy kilka lat później odkryłam „modlitwę Jezusową” byłam bardzo zaskoczona, ponieważ ta modlitwa pomagała mi bardzo i pozwoliła mi wyjść z mojej depresji.
Modliłam się do Pana o pomoc, ale nigdy tak naprawdę nie spodziewałam się, ze mogę ją od Niego otrzymać. Kiedy odpowiadał na moje modlitwy, ja wciąż się pytałam, – Kim jesteś? W dzieciństwie kochałam Go bardzo, wiedziałam coś o Nim, ponieważ inni mi o Nim mówili, aż wreszcie i ja odczułam jego obecność, On naprawdę usłyszał moje wołanie.
W tamtym czasie niektórzy moi bliscy znajomi zaczęli interesować się religią, ale były to zainteresowania raczej religiami wschodu takimi jak buddyzm, czy hinduizm. Rozmawiając z nimi zaczęłam dochodzić do wniosku, że przecież w sumie istnieje jeden Bóg i nie jest ważne jak go nazywamy. Zaczęłam tworzyć własną religię złożoną z kawałków różnych religii. Fascynowała mnie literatura ezoteryczna. Modliłam się na różańcu i jednocześnie mantrowałam. Każdego ranka przed wyjściem z domu odprawiałam specjalny rytuał, a każdego wieczoru praktykowałam medytację transcendentalną. Chrześcijaństwo przestało być dla mnie najważniejsze. Pewnego wieczoru, kiedy jak zwykle medytowałam, poczułam jak coś czarnego i dużego spadło na mnie. Zaczęłam krzyczeć. Poderwałam się, zapaliłam światło, włączyłam radio itp. Do tego momentu byłam pewna, że wszystko, co praktykuje jest dobre. Ale po tym doświadczeniu zaczęłam wątpić. Jak to możliwe, żeby podczas modlitwy doświadczyć czegoś negatywnego? Na kilka miesięcy porzuciłam medytację, ale później wyczytałam z książek ezoterycznych, że takie doświadczenie u początkujących jest zupełnie normalne.
Rufus Pereira
Tydzień po ukończeniu przeze mnie szkoły średniej odbyły się, pierwsze na Litwie, Katolickie Dni Młodzieży. Moja siostra zaprosiła mnie, żebym przyłączyła się do niej. Podczas tych trzech dni Pan bardzo mocno mnie dotknął. Po pierwsze odkryłam piękno Kościoła. Tam było wiele młodych osób śpiewających i wielbiących Pana – a wszyscy wyglądali na bardzo szczęśliwych! Na tych dniach obecny był ojciec Rufus Pereira. Mówił dużo o niebezpieczeństwie płynącym z praktyk New Age. Wyjaśniał, że jeśli odwrócimy się od prawdziwej Drogi i Prawdy, którą jest Jezus otworzymy drzwi na działanie demona. Wiele pytań pojawiało się w mojej głowie, nie było mi łatwo przyjąć, że działam przeciw woli Bożej. Na koniec ojciec Rufus zaprosił wszystkich w pobliże ołtarza i modlił się nad każdą z osób. Przed tym mieliśmy wybaczyć każdemu, kto nas zranił, porzucić każdą okultystyczną praktykę i przyjąć Jezusa. Nie do końca rozumiałam, co oznacza słowo „okultyzm”, ale czułam, że w jakiś sposób mnie dotyczy.  Ojciec Rufus pomodlił się krótko nade mną i wróciłam na miejsce. Nie wiem, co wydarzyło się podczas tej krótkiej modlitwy, ale byłam zupełnie odmieniona. Ogrom miłości, piękna i radości spłynął na moje serce – dosłownie fruwałam.
Podczas drogi do domu mój nastrój zaczął się zmieniać.  Zdałam sobie sprawę, że moje praktyki religijne nie są dobre. Czułam, że powinnam je wszystkie porzucić, aby znów stać się prawdziwą katoliczką, jednocześnie coś mnie blokowało. Myśl, że Bóg mnie nie kocha powracała i prze to czuła się zupełnie rozbita. Ponieważ tamte dni były bardzo gorące postanowiłam pójść popływać w rzece. Podczas pływania rozmyślałam o tym, co wydarzyło się podczas dni młodych, nie wiedziałam, co mam robić i jak dalej żyć. Byłam sama do głowy zaczęła mi przychodzić myśl, żeby porzucić wszystko – wystarczą dwie minuty i przestanę istnieć. Kiedy już miałam podjąć tę ostateczną decyzję poczułam, ze nie jestem sama, na brzegu stał Jezus i czekał na mnie. Pozwolił mi wybrać życie lub śmierć. Wyskoczyłam z wody tak szybko jak tylko umiałam i powiedziałam Jezusowi – tak, ja wybieram pójście za Tobą. Ogromny kamień spadł z mojego serca i natychmiast poczułam znowu ogromną radość. Zaczęłam chodzić regularnie do kościoła, przyłączyłam się do grupy modlitewnej. Odkryłam piękno i bogactwo wiary katolickiej i wszystkich skarbów, jakie daje nam Bóg. Od tamtej pory zaczęłam nowe życie, życie z Jezusem i jestem bardzo szczęśliwa. Kiedy wybieramy Jezusa, jako naszego Pana i Zbawiciela, kiedy wybieramy życie zgodne z Jego Słowami, zmienia się wszystko. Każdy dzień staje się darem, ponieważ nasz Niebieski Ojciec jest bardzo hojny dla swoich dzieci! On kocha nas bardzo, a Jego miłosierdzie jest wspaniałe!
Liga (Litwa)
Źródło: „Voice Medjugorje” luty 2011.
Tłumaczenie z języka angielskiego: Agnieszka
PS. Dziękuję Agnieszko!

niedziela, 23 stycznia 2011

Rekolekcje w Parafii św Jakuba w Medjugorju.

Oto wiadomość z dzisiejszych ogłoszeń parafialnych, zainteresowanych zapraszam do łączenia się przez internet z Kościołem w Medjugorju


Od piątku 28 stycznia do niedzieli 30 stycznia odbędą się rekolekcje w Parafii św Jakuba w Medjugorju. Przewodniczył będzie ks. prof. dr.Tomislav Ivanćić.

Program
Piątek,28 stycznia
16.00  Wykład - ks. Tomislav Ivanćić
17.00  Różaniec
18.00  Msza św
19.00  Adoracja Krzyża
20.00 Wykład dla przewodników,osób zaangażowanych w życiu parafii, właścicieli pensjonatów i hoteli


Sobota 29 stycznia
9.30 Wykład dla dzieci i młodzieży
16.00 Wykład - ks. Tomislav Ivanćić
20.00 Wspólnota Miłosiernego Ojca - spotkanie z uzależnionymi


Niedziela 30 stycznia
9.30 Msza św dla dzieci i rodziców - ks.Tomislav Ivanćić
11.00 Suma - ks.Tomislav Ivanćić


PS. Dziękuję za wiadomość

Kiedy pewnego dnia powiesz: pragnę być wielkim świętym w Kościele katolickim, pragnę być zwieńczeniem świętości w ludzkości, kiedy powiesz: Panie chcę, abyś to ze mną uczynił. A jak możesz stać się kimś, jeżeli nigdy nie powiedziałeś o tym Bogu i nie zezwoliłeś Mu na to? Dlaczego ludzie wierzący boją się być takim jak Jezus? Nie bój się, na pewno zawsze będziesz miał swoje krzyże, zawsze będziesz ponosił porażki, ale dopóki jesteś z Bogiem, On wszystko przewyższa”
 – z homilii ks.dr. Ivančića  wygłoszonej na 25 rocznicę objawień Matki Bożej w Medziugorje.

Prof. dr Tomislav Ivančić w Medziugorje
Pewien Europejczyk zabłądził na Saharze. Był spragniony i głodny. Wlókł się ostatkiem sił w nadziei, że odnajdzie oazę i ocali w ten sposób życie. Kiedy już stracił wszelką nadzieję, jego oczom ukazała się nagle zielona oaza. Nie posiadając się ze szczęścia zaczął biec w jej stronę. Nagle jednak zatrzymał się, mówiąc sam do siebie: „Nie, nie wolno mi dać się zwieść. To fatamorgana. Moje oczy widzą również to, co nie istnieje, bo cała moja istota tego pragnie. To nie oaza. Muszę być rozsądny i trzeźwy”. I powlókł się dalej przez piasek Naraz zobaczył przed sobą palmy daktylowe, z których zwisały owoce. Już chciał je zerwać, kiedy znów opamiętał się: „Nie, to nie daktyle, to fatamorgana. Nie wolno mi dać się zwieść”. Kilka kroków dalej jego oczom ukazało się źródło. I kiedy już chciał się nad nim nachylić, jego trzeźwy europejski umysł ostrzegł go: „To tylko fatamorgana. Nie ma żadnego źródła. Muszę umrzeć z pragnienia, głodu i gorąca” 
Kilka dni później przechodzili tamtędy dwaj Beduini. Zdumieli się, ujrzawszy martwego Europejczyka. Jeden z nich rzekł: „Spójrz na tego dziwnego człowieka. Tu, obok wody i daktyli, w cieniu drzew, zmarł z pragnienia, głodu i gorąca „. Drugi wyjaśnił mu: „ Znałem wielu takich ludzi z Europy. Ich rozum nie pozwała im wierzyć w to, co widzą ich oczy i serca”.


Jeśli będziemy mówić o darach Ducha Świętego, natkniemy się na podobną mentalność u współczesnych chrześcijan. Uważa się powszechnie, że cuda i inne obietnice, które Chrystus dał wierzącym, to coś na kształt fatamorgany. Zdarzają się rzadko jak oazy na pustyni i dokonują ich wyłącznie święci. A jednak dary Ducha Świętego istnieją również dzisiaj w Kościele, a obietnice Jezusa urzeczywistniają się także teraz. Prawdą jest i to, że każdy wierzący jest święty przez chrzest i dlatego każdy może te obietnice wypełnić. Jezus powiedział, bowiem:


 Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca. A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec byt otoczony chwałą w Synu. O cokolwiek prosić Mnie będziecie w imię moje, Ja to spełnię(J 14,12-14).


W Nowym Testamencie wiele mówi się o zdolnościach, które Duch Święty rozdziela między wszystkich, uzewnętrzniając się przez nie. Trzeba znać te zdolności oraz obietnice Jezusa, abyśmy mogli realizować je i żyć nimi. (…)
- fragment z książki ks.dr Tomislava Ivančića "Spotkanie z Bogiem Żywym"


Ks. prof. dr.Tomislav Ivanćić
urodził się w 1938 r. w miejscowości Davor (Chorwacja). Po ukończeniu studiów filozoficznych i teologicznych w 1966 r. przyjął święcenia kapłańskie w archidiecezji zagrzebskiej. Doktorat z teologii otrzymał na Uniwersytecie Papieskim Gregorianum w Rzymie. Jest profesorem na Katolickim Wydziale Teologicznym Uniwersytetu w Zagrzebiu i inicjatorem ruchu modlitewnego w Kościele chorwackim oraz założycielem Wspólnoty Modlitwa i Słowo (MiR). Jego praca naukowa obejmuje szczególnie badanie wymiaru egzystencjalno-duchowego człowieka (był duszpasterzem akademickim), w którym odkrywa możliwości współczesnej ewangelizacji oraz konieczność rozwoju medycyny duchowej, niezbędnej w całościowym leczeniu człowieka. W tym celu rozwinął metodę hagioterapii i w 1990 r. powołał Centrum Pomocy Duchowej w Zagrzebiu, któremu przewodniczy. Przez ostatnie lata kształci animatorów pomocy duchowej oraz rekolekcji ewangelizacyjnych.

piątek, 21 stycznia 2011

Oaza pokoju na pustyni

Wywiad z Siostrą Emmanuel Maillard

- Czym naprawdę jest Medziugorje dla jego mieszkańców i dla tych, którzy tu przyjeżdżają?

Chciałabym nieco zmienić to pytanie: Czym powinno stać się Medziugorje, by zaspokoić potrzeby przybywających z całego świata pielgrzymów?

Matka Boża podpowiedziała nam: „Chcę stworzyć tutaj oazę pokoju”.
Zastanówmy się jednak, co to jest oaza?

Każdy, kto odwiedził kiedyś Afrykę lub Ziemię Święta i znalazł się na pustyni, wie, że oaza to miejsce, gdzie jest woda. Woda wypływa z głębin na powierzchnię, nawadnia ziemię i rodzi niezliczone gatunki drzew wydających rożne owoce, pola pełne barwnych kwiatów... W oazie każde nasienie może zakiełkować i wyrosnąć. Jest to miejsce głębokiej harmonii, ponieważ kwiaty i drzewa zostały stworzone przez Boga. On zaś darzy nie tylko harmonią, ale także obfitością! Ludzie mogą tu żyć spokojnie, ponieważ mają, co jeść i pić, podobnie jak zwierzęta, które, choć żyją na pustyni, mają pod dostatkiem wody oraz paszy, i mogą dostarczać ludziom mleko, jajka i inne produkty. Oaza to miejsce, gdzie kwitnie życie! W Medziugorju, w oazie stworzonej przez sama Matkę Bożą, zauważyłam, że każdy człowiek może znaleźć właściwy pokarm (odpowiedni dla siebie), a jednocześnie sam z kolei może stać się drzewem, dostarczającym owoców innym ludziom.

Nasz świat jest pustynią

Współczesny Świat to pustynia, co szczególnie dotkliwie odczuwają młodzi, codziennie przyjmujący truciznę za pośrednictwem środków masowego przekazu oraz złego przykładu dawanego przez dorosłych. Już od maleńkości przyswajają sobie rzeczy, które mogą nawet zniszczyć ich duszę. Po tej pustyni krąży szatan. Czytamy przecież w Biblii, że pustynia to miejsce, gdzie można spotkać złego ducha i trzeba go pokonać, jeśli chce się pozostać z Bogiem. Wówczas Bóg przygotuje nam miejsce na pustyni, gdzie będziemy żyli w łasce i łaska, wiemy, bowiem, że woda jest także symbolem łaski.

- Jak Matka Boża postrzega Medziugorje?

Jako miejsce, z którego tryska źródło łaski, „oaza”, jak sama mówi w jednym z orędzi: Miejsce, gdzie Jej dzieci mogą przyjść napić się czystej wody, wypływającej z boku Chrystusa. Woda błogosławiona, święta woda. Zawsze, gdy modlę się w lasku koło mojego domu i przyłącza się do mnie grupa pielgrzymów, dostrzegam, jak z wolna zachodzą w nich zmiany. Mógł abym zrobić im zdjęcie przed i po odmówieniu różańca, by pokazać, jak przeobrażają się ich twarze: wydają się zupełnie innymi ludźmi!

Medziugorje to miejsce niezwykłej modlitewnej łaski.

Matka Boża pragnie nas nią obdarzyć i chce, abyśmy, mieszkańcy wioski i pielgrzymi, stali się owocami, zdatnymi do jedzenia, i abyśmy dali się innym, którzy ciągle jeszcze wędrują przez pustynię, głodni i spragnieni.

Nieprzyjaciel Medziugorja.

Musimy chronić tę oazę, ponieważ zły duch jest tutaj bardzo czujny, wkrada się między ludzi pragnących wspólnie go zwalczać, siejąc między nimi niezgodę psując ich jedność. Chciałby też pozbawić nas wody, tego jednak nie zdoła dokonać, ponieważ wypływa ona od Boga, a Bóg jest Bogiem! Może jednak zanieczyścić wodę, może wprowadzać zamęt, przeszkadzać pielgrzymom zanurzyć się w modlitwie, w słuchaniu orędzi Matki Bożej, sprawiając, że nie dotrą do ich sedna i zagubią się wśród mało znaczących drobiazgów. „Szatan chce zmienić pielgrzymów w ciekawskich”. Do Medziugorja przybywają ludzie szukający nie tylko Matki Bożej, ale po prostu rozrywki. Przyjeżdżają tu z pobliskich miejscowości, z Citluk, Ljubuski, Mostaru, Sarajewa czy Splitu, ponieważ wiedzą, że w Medziugorju zbiera się cały świat w pigułce, co nigdy przedtem nie zdarzyło się w tym regionie. Nie brak również i takich, którzy wprawdzie spodziewają się czegoś po pobycie w Medziugorju, wiele jednak zależy od sposobu, w jaki przygotowali ich przewodnicy. Widziałam mnóstwo grup, które powracały do domu nie zrozumiawszy prawdziwego znaczenia zachodzących tutaj wydarzeń. Działo się tak, ponieważ nie modlili się właściwie i tracili czas na pustą bieganinę, nie przyjąwszy prawdziwego orędzia Medziugorja - dotknięcia łaski. Takie osoby dwoją się i troją, chcąc sfotografować wszystko i wszystkich. W ten sposób nigdy jednak nie zdołają zanurzyć się w modlitwie! Wszystko zależy w każdym razie od zdolności i duchowej głębi przewodnika. To cudowne, gdy ma on tylko jeden cel: - poprowadzić dusze ku nawróceniu i prawdziwemu pokojowi serca!

Miejsce spotkania

- Niektórzy zadają pytanie, dlaczego tu, w Medziugorju, nie organizuje się dni skupienia dla osób konsekrowanych albo kursów Pisma Świętego, do czego Matka Boża zresztą zachęca.

Sadzę, że Medziugorje jest miejscem, gdzie człowiek po prostu spotyka się z Matka Bożą i uczy się modlić. Po tym cudownym spotkaniu, już w domu, Maryja sama podpowie nam poprzez modlitwę, co czynić dalej. Świat oferuje wiele rozwiązań i, jeśli dobrze poszukasz, będziesz wiedział, w jaki sposób możesz pogłębić dar, który otrzymałeś w Medziugorju. Być może w przyszłości powstaną tu rożne inicjatywy, jak dotąd Maryja pragnęła jednak urzeczywistnić tylko zwyczajne spotkanie z Nią. Ludzie potrzebują matki, odczuwają konieczność przebywania w miejscu, gdzie można wyzdrowieć tak na duszy, jak i na ciele. Przybywają tu, jako sieroty i stają się dziećmi Matki Bożej.

Dlatego zachęcam: przyjedź do Medziugorja.

Wejdź na wzgórza, poproś Matkę Boża, by cię odwiedziła, gdyż jest to miejsce codziennego nawiedzenia. Ona spełni twa prośbę, nawet jedli nie odczujesz Jej obecności za pomocą twych ziemskich zmysłów. Odwiedzi cię jednak, a ty może zdasz sobie z tego sprawę dopiero w domu, gdy spostrzeżesz, jak wielkie zaszły w tobie zmiany. Maryja pragnie, byśmy przeżywali spotkanie z Jej matczynym Sercem, z Jej czułością, z Jej miłością do Jezusa. Przyjdź tu, w ramiona Matki, a skończy się twoja samotność. Porzućmy rozpacz, ponieważ mamy Matkę, która jest również Królową, Matkę, która jest również bardzo piękna i potężna. Tutaj droga twojego życia ulegnie zmianie, ponieważ spotkasz Matkę; weźmiesz Ją za rękę i nigdy już nie wypuścisz jej ze swojej dłoni.

Matka Teresa trzymała Ją za rękę.

Pewnego razu Matka Teresa z Kalkuty, która gorąco pragnęła odwiedzić Medziugorje, opowiedziała następujący epizod ze swojego dzieciństwa biskupowi Hnilicy (z Rzymu), kiedy zapytał ją, czemu przypisuje tak wielkie powodzenie swojej działalności:

 Kiedy miałam 5 lat, szłam z moja matką przez pola, do wioski dosyć oddalonej od naszej. Trzymałam mamę za rękę i byłam szczęśliwa. W pewnej chwili matka zatrzymała się i rzekła: „Wzięłaś mnie za rękę i czujesz się bezpieczna, ponieważ ja znam drogę. Tak samo musisz trzymać się zawsze ręki Matki Bożej, a Ona w twym życiu zawsze będzie cię wiodła po właściwych ścieżkach. Nigdy nie puszczaj Jej ręki!” Tak właśnie postąpiłam! Tamte słowa zapadły mi głęboko w serce i w pamięć: przez całe życie zawsze trzymałam Maryję za rękę... I dzisiaj ani trochę tego nie żałuję!

Medziugorje to właściwe miejsce, by chwycić Maryję za rękę, reszta przyjdzie później sama. Jest to spotkanie tak głębokie, że powoduje niemal szok, nie tylko duchowy, ale i psycho - uczuciowy, ponieważ w świecie, gdzie matki większość czasu spędzają przy komputerze lub poza domem, rodziny rozpadają się lub grozi im rozpadnięcie. Ludzie coraz bardziej potrzebują Matki Niebieskiej.

Więcej łask niż widzącym.

Przygotujmy, więc spotkanie z nasza Matka, odczytajmy orędzia, a w chwili objawienia otwórzmy nasze wnętrze. Mówiąc o chwili objawienia widzącym, Matka Boża powiedziała kiedyś Vicce:
 „Kiedy przychodzę, udzielam wam łask, jakich nikomu dotąd nie udzieliłam. Tymi samymi łaskami chcę jednak obdarzyć także wszystkie moje dzieci, które otwierają serca na moje przyjście”

 Nie powinniśmy zazdrościć, więc widzącym, ponieważ jeśli w czasie Jej objawienia otworzymy serce, otrzymamy te same łaski, a nawet jeszcze jedną dodatkową, jestem, bowiem błogosławiony, gdyż nie widziałem, a uwierzyłem (oni zaś są jej pozbawieni, ponieważ widza!)

Bukiet, mozaika - w jedności

Za każdym razem, gdy otwieramy serce i przyjmujemy Matkę Boża, dokonuje Ona swego macierzyńskiego dzieła oczyszczenia, zachęty, czułości i wypędza zło. Jeśli to właśnie będą przeżywać wszyscy, którzy odwiedzają Medziugorje lub mieszkają tutaj, wówczas staniemy się tym, co zapowiedziała Królowa Pokoju: oazą, bukietem kwiatów, w którym łączą się wszystkie możliwe kolory, mozaiką. Każda mała kostka mozaiki, umieszczona na właściwym miejscu, tworzy wspaniałą całość, jeśli jednak kostki mieszają się w bezładzie, trudno mówić o pięknie.

Wszyscy powinniśmy, zatem pracować dla jedności, ale dla jedności skupiającej się w Panu i w Jego Ewangelii! Jeśli ktoś zamierza tworzyć jedność wokół siebie, jeśli czuje się ośrodkiem mającej tworzyć się jedności, wówczas staje się ona nieprawdziwa, całkowicie ludzka i nie zdoła przetrwać...! Jedność można stworzyć wyłącznie z Jezusem i nie przez przypadek Maryja powiedziała:

„Adorujcie mojego Syna w Przenajświętszym Sakramencie, rozmiłujcie się w Przenajświętszym Sakramencie Ołtarza, ponieważ kiedy adorujecie mojego Syna, jesteście zjednoczeni z całym światem” (25.09.95r.).

Matka Boża mogła powiedzieć coś innego, ale powiedziała właśnie to, ponieważ adoracja jednoczy nas w prawdzie i na sposób boski. Oto prawdziwy klucz do ekumenizmu! Jeśli będziemy przeżywali sercem Eucharystię we wszystkich jej aspektach, jeśli ośrodkiem naszego życia uczynimy Mszę św., wówczas naprawdę stworzymy w Medziugorju oazę pokoju, którą wymarzyła Matka Boża, i to nie tylko dla nas, katolików, ale dla wszystkich! Naszym spragnionym młodym i naszemu udręczonemu kryzysami światu nigdy nie zabraknie wtedy wody, pokarmu, piękna i Bożej łaski.

PS. Ten wywiad ukazał się już dawno, ale nic nie stracił ze swojej aktualności.

czwartek, 20 stycznia 2011

niedziela, 16 stycznia 2011

"Anioł Pański" z Ojcem Świętym Benedyktem XVI

Zwracając się po polsku Benedykt XVI powiedział:
 "Drodzy bracia i siostry, Polacy!, Serdecznie pozdrawiam was wszystkich: obecnych tu w Rzymie, w Polsce i w świecie. Podzielam waszą radość z ogłoszenia beatyfikacji Ojca Świętego Jana Pawła II, która odbędzie się 1 maja tego roku".

"Ta wiadomość była bardzo oczekiwana przez wszystkich, a w szczególny sposób przez was, dla których czcigodny mój poprzednik był przewodnikiem w wierze, w prawdzie i w wolności. Życzę wam głębokiego, duchowego przygotowania się do tego wydarzenia i z serca wszystkim błogosławię"
- dodał papież.
***
O beatyfikacji tej Benedykt XVI mówił również po włosku:
 - Drodzy bracia i siostry, jak wiecie 1 maja z radością ogłoszę błogosławionym czcigodnego Jana Pawła II, mojego umiłowanego poprzednika". "Wybrana data jest bardzo znamienna: będzie to bowiem druga Niedziela Wielkanocna, którą on sam dedykował Bożemu Miłosierdziu i w której wigilię zakończył swój ziemski żywot. Ci, którzy go znali, ci którzy cenili go i kochali, nie mogą nie radować się wraz z Kościołem z tego wydarzenia. Jesteśmy szczęśliwi - podkreślił papież.
Słowa te zgromadzeni na placu Świętego Piotra wierni, wśród nich liczne grupy Polaków, nagrodzili burzą oklasków.(PAP)

Kamery

Oprócz kamery z podziemi Bazyliki Św. Piotra można również zobaczyć przekaz z innych miejsc tak cudownie powiązanych ze sobą przez Bożą Opatrzność:

Fatima, Ojciec Święty Jan Paweł II i Medziugorje!

 ...Medziugorje jest jakby przedłużeniem orędzi fatimskich."(Jan Paweł II)


- Watykan, grób Ojca Świętego Jana Pawła II. Obraz z podziemi Bazyliki Św. Piotra (krypta Jana XXIII). W pobliżu tego miejsca, według tradycji znajduje się grób Św. Piotra.






- Fatima, przekaz "na żywo" z kaplicy Objawień. Postument, na którym w kaplicy Objawień stoi figura Matki Bożej Różańcowej, znajduje się w miejscu, w którym rósł nieistniejący już dziś dąb, na którym w 1917 r. Matka Boża ukazała się bł. Hiacyncie i Franciszkowi Marto oraz słudze Bożej Łucji dos Santos.

< zobacz obraz z kamer >

PS. Przypominam, że na blogu jest również dostępny przekaz "na żywo" z kościoła św. Jakuba w Medziugorje i z Góry Objawień.

sobota, 15 stycznia 2011

Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20,29)


Christiane Claessens – pierwszy świadek uzdrowienia Szwajcarki Joëlle Beuret-Devanthéry w Medziugorju, w październiku 2010 roku, opowiada o pielgrzymce i tym niezwykłym wydarzeniu.


            W sobotę 16 października 2010 roku, czterdzieści sześć osób, w większości z parafii św. Franciszka Salezego i św. Teresy, udało się na prywatną pielgrzymkę do Medziugorja. To była nasza dwudziesta pielgrzymka, dla uczczenia dwudziestej rocznicy istnienia grupy modlitewnej pod wezwaniem Królowej Pokoju. To była wspaniała okazja dla naszej grupy, aby podziękować Panu Bogu za Maryję, która każdego z nas prowadziła za rękę i podtrzymywała, mimo trudności na które natrafialiśmy w ciągu tych dwudziestu lat. Zaiste, szatan nienawidzi Najświętszej Maryi Panny, dlatego nienawidzi też i grup modlitewnych, których istnienia w każdej parafii Ona tak bardzo pragnie. Z pomocą łaski Bożej wytrwaliśmy, a w każdy poniedziałek zbieraliśmy się na modlitwie, rozważając tajemnice różańcowe z życia Chrystusa i czytając orędzia, które Maryja w Medziugorju aż dotąd co miesiąc przekazuje światu.

            Dwa dni spędziliśmy w autobusie modląc się i dzieląc wiadomościami o wydarzeniach, które tam miały, i nadal mają miejsce. Do Medziugorja przyjechaliśmy w niedzielę wieczorem, około godziny 20-tej. W poniedziałek 18 października, w deszczu, ale z radością w sercu wybraliśmy się na Podbrdo - Wzgórze Objawień. Było ślisko, wszyscy nam pomagali. Wśród pielgrzymów była Joëlle, zupełnie niewidoma pięćdziesięcioletnia kobieta, jej dwunastoletnia córka Vinciane i ich zawsze uśmiechnięta, skromna przyjaciółka Claudia, która wszędzie towarzyszyła Joëlle, otaczając ją miłością i opieką. Joëlle była szczęśliwa, wydawało jej się, że wprost frunie po kamienistych ścieżkach. Przed figurą Matki Bożej wypowiedziała piękną modlitwę, pełną miłości i zawierzenia  Niebiańskiej Matce. Cała grupa trwała w milczeniu przez dwadzieścia minut, po czy wspólnie zeszła na dół, aby ponownie spotkać się w kościela św. Jakuba o godzinie 17-tej na wieczornym programie modlitewnym. I tam Joëlle zdarzyło się coś dziwnego: poczuła, że dusi ją jakaś ręka - a właśnie dopiero co przyjęła komunię świętą - i usłyszała jakiś głos, który jej czynił wymówki w formie wyrzutu: „Chciałaś mieć dziecko- masz córkę. Szukałaś pracy - dostałaś ją. Dość już tego, zamilkniesz wreszcie? Kiedy jest zimno, ty masz ciepłe mieszkanie, kiedy jesteś głodna, zawsze masz coś na talerzu, kiedy pada śnieg, ty masz się ciepłą odzież, czy wreszcie zamilkniesz? Teraz to już naprawdę dość tego wszystkiego! Joëlle była tym zjawiskiem głęboko zaniepokojona. Tego samego wieczora przeprowadziła rozmowę z księdzem Fabianem, który jej powiedział, że w Hostii jest obecny żywy Bóg, który pragnie naszego dobra i te słowa na pewno nie pochodzą od Niego.

            Zalecił jej modlitwę z prośbą, aby Bóg wspomógł ją w czynieniu Jego woli. To ją uspokoiło. Następnego dnia, 19 października, postanowiliśmy odprawić Drogę Krzyżową i dotrzeć na sam szczyt pod krzyż na Križevcu. Starsze osoby i Joëlle wraz z księdzem Olivierem odprawiali Drogę Krzyżową na dole. Tymczasem grupa wspinała się do góry  na Križevac w łagodnym deszczu, po jeszcze bardziej śliskich kamieniach i w trudniejszych warunkach niż poprzedniego dnia. Długo modliliśmy się przed każdą Stacją Drogi Krzyżowej, przedstawiając wiele naszych intencji. Luc zaproponował nam, abyśmy zjednoczyli się w modlitwie z tą małą grupką, która nie mogła być z nami na górze oraz, abyśmy tę Drogę Krzyżową ofiarowali w intencji Joëlle, prosząc o szczególne dla nie łaski - a dlaczego by i nie o uzdrowienie - wszak u Boga wszystko jest możliwe. To była bardzo intensywna Droga Krzyżowa, znaczona głęboką modlitwą i rozważaniami Męki Pańskiej, którą Chrystus przecierpiał za nasze grzechy. Trwało to wszystko od godziny 9 do godziny 15-tej. O godzinie 17-tej ponownie zebraliśmy się w parafialnym  kościele na wieczornym programie.  I wtedy zdarzył się wielki cud. W momencie, kiedy Joëlle przyjmowała komunię świętą, nagle zobaczyła kapłana i jego białą albę. W ogromnym zdziwieniu uniosła głowę ku górze i dostrzegła  żarówki, wysoki strop, witraże. Poczuła się jakby wyrzucona ze swojego czarnego powijaka i zrobiło się jej słabo. Do Claudii, która stała obok niej, powiedziała: „Wyprowadź mnie stąd, proszę, źle się czuję”. Kiedy już wyszły, Joëlle rzekła do Claudii: „Widzę światło!” Szły w kierunku zakrystii, skąd właśnie wychodził  ksiądz Olivier. Zapytał : „Co wy tu robicie?” Joëll ma na to: „Ja widzę!”Głęboko poruszony ksiądz Olivier zaproponował im powrót do kościoła, gdzie właśnie ludzie kończyli odmawiać trzecią część różańca. Wszyscy wyszli z kościoła, a my otoczyliśmy kołem Joëll. Nasz ksiądz jak prawdziwy duszpasterz, zaproponował, aby modlitwą  podziękowała Panu Bogu i razem nią  udał się przed główny ołtarz. Uklęknęli na stopniach ołtarza i wspólnie dziękowali Bogu za wielki dar, którym ją właśnie obdarzył. Ten gest przywiódł nam na pamięć ten fragment Ewangelii, który mówi o uzdrowieniu przez Jezusa dziesięciu trędowatych, z których tylko jeden zawrócił, aby Mu podziękować. Potem udaliśmy się pod figurę Matki Bożej, aby podziękować za Jej wstawiennictwo. Wróciliśmy do pensjonatu. Kilka Włoszek i jacyś pielgrzymi z Plymouth mówili nam, że podczas Komunii stali za Joëll  i kiedy ta przyjmowała hostię, odczuli od niej silny zapach róż. Joëlle przyznała nam się później, że zapach róż towarzyszył jej już od wielu dni i nadal to trwa. Vincianne, która była na Mszy, wcześniej od nas wróciła do pensjonatu, więc nie wiedziała jak wielką łaską została obdarzona jej mama. Tu należy podkreślić, że Joëlle nigdy na oczy nie widziała swojej córki, ponieważ od 42 lat była niewidoma.

Ksiądz Olivier, uszczęśliwiony, pobiegł przed nami do pensjonatu i zwołał wszystkich na podwórko. Chciał się ze wszystkimi podzielić dobrą nowiną. Kiedy przyszła Joëlle, wszyscy pielgrzymi już tam byli. Joëlle wchodząc, zauważyła swoją córkę i zapytała: „Umyłaś sobie włosy?” Vinciane, niczego nie zauważając odpowiedziała: „No, tak” i zapytała: „A dlaczego wszyscy musieliśmy się tu zebrać?” „Czy nie zauważasz we mnie żadnej zmiany?” spytała mama. Vinciane  spojrzała na nią i odpowiedziała: „Nie”. „Przyjrzyj się lepiej” mówi na to mama i wtedy Vinciane zawołała:”Ty widzisz!”  Wzruszone, z radością padły sobie w objęcia i tak trwały przez pięć minut. Vinciane później wyznała przed nami:”Nieustannie modliłam się o przywrócenie wzroku mamie i powiedziałam Maryi, że nie wyjadę z Medziugorja, dopóki ona nie przejrzy na oczy”.
Co za wspaniała wiara! Maryja wysłuchuje błagań swoich dzieci. Cała grupa była szczęśliwa i w modlitwie wyrażała swoją wdzięczność Panu i Jego Matce Maryi. Choć była już godzina dziesiąta wieczorem, z Joëlle na czele udaliśmy się pod Błękitny Krzyż, na miejsce, gdzie Matka Boża regularnie objawia się Mirjanie i Ivanowi.
Nie mogę ukryć głębokiej radości, którą przeżywamy, radości z powodu otrzymania tego cennego znaku na dwudziestolecie istnienia naszej grupy modlitewnej. To jest rzeczywiście znak dany nam przez Maryję, naszą Matkę, który pomaga nam wytrwać.
Maryja nas prowadzi, dodaje sił, trzyma nas za rękę i pragnie aby za pośrednictwem grup modlitewnych  Jej orędzia, które przekazuje od prawie trzydziestu lat, były wprowadzane w życie i rozchodziły się wśród ludzi. Udając się na pielgrzymkę do Medziugorja, zaczynamy naukę w szkole Maryi, która prowadzi nas do swego Syna Jezusa
„U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe” (Mt 19,26).
Christiane Claessens

Szkoła Maryi: wszystko czynić sercem
1. odmawiać codziennie różaniec; 2. czytać Pismo Święte co najmniej 5 minut dziennie; 3. spowiadać się raz w miesiącu; 4.uczestniczyć we Mszy świętej w niedziele, a w miarę możliwości również w dni powszednie; 5. pościć o chlebie i wodzie dwa dni w tygodniu, najlepiej w środy i piątki.
Szkoła Maryi to droga do świętości. To je złota nić wszystkich grup modlitewnych, które powstały na życzenie Maryi – Królowej Pokoju.

Z ciemności do światła
List do przyjaciół od uzdrowionej  Joëlle.

Drodzy przyjaciele, 

            pragnę z Wami podzielić się tym, co wydarzyło się po moim uzdrowieniu, które miało miejsce 19 października 2010 roku w Medziugorju. Kiedy tamtego wieczoru wyszłam z medziugorskiego kościoła, odróżniałam światło od ciemności i twarze ludzkie: Widziałam ich poruszające się usta i oczy. Z upływem dni, mój wzrok się powoli, stopniowo polepszał. Dziś Panu Bogu dziękuję, że nie uzdrowił mnie nagle i całkowicie, bo chyba bym tego nie potrafiła znieść. W drodze powrotnej do Szwajcarii z autobusu dostrzegałam jakieś „nieuczesane drzewa”. Moja przyjaciółka Klaudia prosiła mnie, abym jej dała znać jeśli je znów zobaczę. Minęło kilka minut, a ja podczas jazdy znowu zobaczyłam takie nieuczesane drzewo… „To jest palma!” poinformowała mnie Claudia. Wyobraźcie sobie, że budzicie się ze snu po 42 latach. Nic już nie jest takie same. Moi przyjaciele z grupy modlitewnej są wspaniali. Dodają mi sił do tego przebudzenia, do patrzenia na Światłość. Po powrocie do Szwajcarii od nowa poznałam swoich dwóch braci, siostrę, rodziców. Kiedy zapada zmierzch, wypoczywam. Moje życie wtedy wygląda tak samo jak wcześniej. Nie ustaję w modlitwie do Jezusa i Maryi. Miłość do Nich  przebudzili we mnie moi rodzice, a ja tę pałeczkę przekazałam swojej córce Vinciane, która była ze mną w Medziugorju. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam  domy i dziesięciopiętrowe wieżowce w Lozannie, zrobiło mi się niedobrze i miałam mdłości. Nie chciałam wychodzić z mieszkania ze strachu przed widokiem tych  potężnych budowli… To samo było z ludźmi: każde spotkanie wzbudzało we mnie lęk i dyskomfort. Ale było jak było, nie tracę ufności, bo jeśli Jezus i Maryja przywrócili mi wzrok, to pewnie dadzą mi również siłę do pokonania trudności, które towarzyszą mojemu uzdrowieniu. Wiara, cierpliwość, męstwo i zawierzenie, to kamienie milowe, których się trzymam na swojej drodze życia. Jestem pewna, ze Jezus zawsze wieńczy swoje dzieło, w sposób dyskretny i delikatny. Dziś widzę lepiej. Widzę wielkie przedmioty jak budynki, drzewa, zieleń, samochody, widzę naszego kota, schody, słońce i ludzi. Powróciłam do pracy, a domowe prace wykonuję bez przeszkód. Vinciane cieszy się ze zmian, jakie nastąpiły w jej matce i mówi, że panuje u nas pokój Boży! Pozostaje z wami na modlitwie
 JoëlleBeuret-Devanthéry
Lozanna,19listopada2010.

P. S. I jeszcze coś, co pomoże zrozumieć wam moje przeżycia:
Ludzie zawsze mi mówili, że mam szczęście, bo nie widzę tego brzydkiego i zszarzałego świata. Mówili, że ludzie są zgorzkniali. Wyobrażałam sobie, że ziemia jest szara i że ludzie są jak szare sztywne kołki, że słońce świeci przez grubą warstwą mgły i że nawet woda, którą piję jest szara i mętna . Jakże bardzo byłam zdziwiona, kiedy zobaczyłam bogactwo kolorów w przyrodzie, uśmiechniętych ludzi i piękne słońce na błękitnym niebie i wszystko to pełne wdzięku i harmonii! Chwała Panu! Wyobrażałam sobie, że na stacjach ludzie muszą być ściśnięci jak sardynki w konserwie i to mnie osłabiało. Teraz oszczędzam jakieś piętnaście minut w drodze do metra, bo zawsze znajduję wolne miejsce do przejścia między ludźmi. Maryja prowadzi mnie i trzyma mnie za rękę, wskazując drogę. Dziękuję Ci, Maryjo! Niewierni Tomaszowie z mojego otoczenia powtarzali, że to jest niemożliwe. Jednakże kilka dni później przez telefon powiedzieli mi, że po dłuższym rozmyślaniu, w tym cudzie, dostrzegają palec Boży. Wiele jeszcze mogłabym wam powiedzieć, ale to by było zbyt długie. Zostałam tez poddana podstawowym badaniom lekarskim. Lewym okiem widzę światło, prawym widzę lepiej. W grudniu - 8.12.2010 roku - mam wizytę w Bazylei u jednego profesora oftalmologii. Napiszę do was jeszcze. Bądźmy zjednoczeni na modlitwie, dziękujmy Maryi, naszej Królowej Pokoju i Jej Synowi Jezusowi, który mówi: Nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego, jeśli nie staniecie się jako dzieci… To uzdrowienie dało mi duszę dziecka, spojrzenie dziecka, które przeszło z mroku nocy do Światła!
Panie mój, wszystko od Ciebie pochodzi, Ty dajesz nam  wszystko, dla naszego szczęścia i wszystko do Ciebie powraca.
Źródło: Parafia Medziugorje (Tłumaczenie na język chorwacki - Lidija Paris)

PS. Bardzo dziękuję za tłumaczenie :)

Beatyfikacja Ojca Świętego Jana Pawła II - 1 maja 2011 r., w Niedzielę Bożego Miłosierdzia

Nie lękajcie się Miłosierdzia!

Na naszych oczach spełnia się wołanie ludu Bożego: "Santo subito" - Święty natychmiast. Ku radości świata, a zwłaszcza nas, Polaków, umiłowany Ojciec Święty Jan Paweł II 1 maja br. zostanie w Rzymie ogłoszony błogosławionym! Jest to data niezwykle wymowna, gdyż w tym dniu obchodzić będziemy Święto Miłosierdzia Bożego. Właśnie w wigilię tego święta, 2 kwietnia 2005 r., Papież Polak odszedł do Domu Ojca. Wczoraj Papież Benedykt XVI promulgował dekret o autentyczności cudu uzdrowienia z choroby Parkinsona, który za wstawiennictwem Jana Pawła II otrzymała francuska siostra zakonna Marie-Simone Pierre. Jednocześnie Stolica Apostolska oficjalnie ogłosiła majowy termin wyniesienia do chwały ołtarzy Ojca Świętego. Modlitwa dziękczynna za ten dar popłynęła wczoraj w wielu polskich miastach, wierni gromadzili się na modlitwie wdzięczności za tak oczekiwany dar beatyfikacji naszego wielkiego rodaka. (Nasz dziennik)
W tym radosnym dniu warto przypomnieć sobie, co Matka Boża w Medziugorje mówiła na temat Ojca Świętego Jana Pawła II
 - 13 maja 1982 w rocznicę zamachu na życie Jana Pawła II:
 "Jego wrogowie próbowali go zabić, ale ja go ochroniłam"
- 26 czerwca 1982r
 "Niech będzie uważany za ojca wszystkich ludzi, a nie tylko chrześcijan. Niech niestrudzenie i odważnie głosi orędzie pokoju i miłości wśród ludzi."
 25 sierpnia 1994
 "Drogie dzieci! Dziś łączę się z wami w sposób szczególny prosząc o dar obecności mojego umiłowanego syna w waszej ojczyźnie. Módlcie się dziatki o zdrowie dla mojego najdroższego syna, który cierpi, a którego wybrałam na te czasy."
Matka Boża, poprzez Jelenę Vasilj, która wewnętrznie słyszy Jej głos mówi na temat Ojca Świętego:
Jelena Vasilij
 "Bóg dał mu pozwolenie na pokonanie szatana." (16 września 1982)
"Pragnę też powierzyć papieżowi to słowo, z którym przybyłam do Medziugorja - Pokój. Niech papież niesie pokój na wszystkie kontynenty świata. Niech swymi słowami oraz swym nauczaniem jednoczy chrześcijan. Niech także to przesłanie, które dzięki modlitwie otrzymał od Boga, zanosi przede wszystkim do ludzi młodych. Bóg będzie wówczas dla niego natchnieniem."
Bardzo ciekawy jest również list s. Emmanuel napisany tuż po śmierci Ojca Świętego
Drogie Dzieci Medjugorja!
Niech będzie pochwalony Jezus i Maryja!
Podczas gdy cały świat kieruje nadal oczy na nadzwyczajne życie i niezwykłą śmierć Jana Pawła II, chcę dołączyć do wszystkich tych, którzy milionami chwalą człowieka tak godnego podziwu: odbicie miłości i światła Jezusa na ziemi!
Po jego śmierci były rozszerzane pewne nowe wzruszające wieści dotyczące Medziugorja, chciałabym, więc wyjaśnić, jaki był w istocie przebieg wydarzeń.
Papież opuścił nas w sobotę 2 kwietnia o 21.37 w Rzymie, w wigilię Święta Bożego Miłosierdzia, w święto, które on sam ustanowił w kwietniu 2000 r. Tego ranka, jak w każdy drugi dzień miesiąca, Mirjana Soldo miała objawienie w nowym budynku Cenacolo i modliła się wraz z Dziewicą za niewierzących.
Atmosfera była szczególna, bo wiedzieliśmy, że Ojciec Święty znajdował się między życiem a śmiercią. Zgromadzenie modliło się za niego z wielką żarliwością podczas objawienia i powierzało go Matce Bożej. Kiedy Mirjana wyszła ze stanu ekstazy przekazała wszystkim następujące słowa:
"Gospa pobłogosławiła nas swoim matczynym błogosławieństwem. Powiedziała, że największym błogosławieństwem, jakie możemy otrzymać na ziemi jest kapłan. Pobłogosławiła też wszystkie przedmioty religijne, jakie przynieśliśmy. Potem powiedziała:
"W tym czasie proszę was o odnowienie Kościoła"
Mirjana Jej odpowiedziała:
"To jest prośba wielkich rozmiarów! Czy ja będę do tego zdolna? Czy my będziemy do tego zdolni?"
Wtedy Najświętsza Panna wyjaśniła:
"Ależ, moje kochane dzieci, Ja będę z wami! Moi apostołowie, będę zawsze z wami i będę wam pomagać! Odnawiajcie się najpierw wy sami, odnówcie wasze rodziny, a wtedy wszystko będzie łatwiejsze."
Potem Mirjana powiedziała, że zadała Gospie pytanie o Papieża, ale nie otrzymała odpowiedzi. Jednakże razem pomodliły się za Papieża.
Iwan Dragicević (jeden z sześciu widzących) nie był obecny w Medziugorju tego dnia, 2 kwietnia, ponieważ przebywał w USA. W niedzielę Bożego Miłosierdzia, 3 kwietnia, Iwan udał się do Bangor w stanie Maine, by wygłosić konferencję. Wszyscy zgromadzeni byli głęboko wzruszeni śmiercią Ojca Świętego. Wtedy Iwan opowiedział, że w sobotę 2 kwietnia, znajdował się na czuwaniu nocnym w parafii New Hampshire.
Z powodu różnicy czasu, przyjechał z Europy, miał objawienie w kilka godzin po śmierci Papieża. Wyjaśnił, że kiedy Najświętsza Panna ukazała mu się, była jak zwykle sama. Ale nagle ujrzał także Ojca Świętego - na lewo od Maryi! Miał białą sutannę i długą złotą pelerynę. Iwan powiedział, że Ojciec Święty miał bardzo młody wygląd. Ojciec Święty i Święta Dziewica byli bardzo radośni. Iwan opisał to, jako niewiarygodnie piękne. Wtedy Dziewica powiedziała do Iwana:
"To jest mój syn; on jest ze mną!"
Iwan przyznał się także, że tej nocy ledwie mógł zasnąć, tak wstrząsnęło nim to objawienie! Osoby obecne tam wieczorem relacjonowały, że nigdy nie widziały Iwana tak szczęśliwego. (To świadectwo ma wielką wagę, gdyż Iwan jest z natury bardzo powściągliwy.)
Vicka natomiast, zostawiła dzieci pod opieką męża i udała się do Rzymu na pogrzeb Ojca Świętego. Przypomnijmy, że spotkała go kilkakrotnie w przeszłości, przybywając z grupami chorych i niepełnosprawnych i prosząc wraz z nimi o błogosławieństwo. Ojciec Święty udzielił również Vicce i jej mężowi błogosławieństwa, jako nowożeńcom, niedługo po ich ślubie, który miał miejsce w Medziugorju. Vicka zawsze nas prosiła, abyśmy się wiele modlili za Ojca Świętego i za cały Kościół.
Chciałabym tu podkreślić coś bardzo pięknego. Tuż przed śmiercią Ojciec Święty nagle zwrócił głowę w kierunku Placu Świętego Piotra i pobłogosławił tłum tam zgromadzony.
To błogosławieństwo jest darem, jaki on pozostawił każdemu z nas! Ono będzie nas zawsze podtrzymywać przez orędownictwo tego potężnego wikariusza Chrystusa, Jana Pawła II.
Wieczorem 3 kwietnia, cała parafia w Medziugorju odprawiła mszę wieczorną specjalnie w intencji Ojca Świętego. W dniu jego pogrzebu wszystkie inne msze przesunięto na inny termin, żeby cała wioska mogła widzieć na ekranie, tego ranka, bezpośrednio z Rzymu, uroczystość, która naprawdę, była wyjątkowa i historyczna. Pogrzeb naszego ukochanego papieża Jana Pawła II - ujawnił raczej tajemnice chwalebne niż bolesne!
Oczywiście, czujemy się osieroceni z powodu jego nieobecności. Ale jaka to radość, wiedzieć, że jest szczęśliwy w Niebie! Jakie to szczęście móc uciec się do niego bezpośrednio przez modlitwę, jak się zwracamy do świętych na Niebieskich Dziedzińcach! Możemy się z nim łączyć! Wreszcie mali i wielcy mogą mieć do niego dostęp! On ma teraz czas, by wysłuchać każdego słowa, o jakim marzyliśmy, aby mu je powiedzieć! Jak ojciec Slavko, tak i Papież nie będzie "bezrobotny"!
Ojciec Święty Jan Paweł II powiedział kilkakrotnie, nawet publicznie 6 kwietnia 1995, że chciałby udać się do Medziugorja, gdyby go zaproszono do tej diecezji. Jeżeli nie mógł zrealizować tego życzenia za życia, to nie bądźmy smutni, bo teraz może on tu przybywać w inny sposób. Widzenie, o jakim opowiedział nam Ivan, to tylko zarys tego, czym będzie, jak mi się zdaje, jego posługa w Medziugorju. Zobaczycie!
Nie zapomnę nigdy dnia, w którym ujrzałam na własne oczy list napisany ręką Ojca Świętego do jego przyjaciół w Krakowie. W odpowiedzi na świadectwo, jakie posłała mu pani Zofia, po swojej pielgrzymce, o owocach Medziugorja w jej życiu. Jan Paweł II napisał, że on codziennie w duchu pielgrzymuje do tego miejsca, łącząc się z modlitwami pielgrzymów, którzy tłumnie się tam udają.
On jest naszym bohaterem. Z wysokości Nieba, już jest potężnym orędownikiem i będzie nadal pracować dla realizacji planów Królowej Pokoju. Modląc się, pamiętajmy, że Jan Paweł II Wielki łączy się z nami swym potężnym orędownictwem.
To był bardzo piękny widok, ujrzeć na Placu Świętego Piotra, wszystkie te transparenty z hasłem: "Święty natychmiast!", Podczas uroczystego pogrzebu Papieża Jana Pawła II. Według reguł Watykanu, papież ma prawo kanonizować osobę, która umarła w opinii świętości natychmiast po jej zgonie, bez prowadzenia zwykłego procesu. Wielu wiernych o tym nie wie. Jeśli nie zastosować tej reguły do Jana Pawła II, to do kogóż ją zastosować?
Kochana Gospo, radujemy się z Tobą, że masz "najdroższego z twoich synów" u twego boku w Niebie! Pomóż nam iść za jego przykładem! Niech każde z twoich dzieci, będzie kolejnym oddanym Tobie, "Totus tuus", złączonym z Twoim drogim sercem!
Siostra Emmanuel, (http://www.enfantsdemedjugorje.com/)

Warto pamiętać, że 2 kwietnia 2005 r. przypadała pierwsza sobota miesiąca!

PS. Zobacz obraz "na żywo" z kamery umieszczonej przy grobie Ojca Świętego Jana Pawła II w Watykanie