Tę uczącą pokory noc na morzu pomiędzy Anconą a Splitem będą pamiętać wszyscy pielgrzymi do końca życia. Zarówno rzymianie z parafii Grzegorza VII, jak i Polacy. Bo taki sztorm na Adriatyku zdarza się raz w roku. 8 w skali Bouforta. Kapitan statku i ksiądz są jednomyślni: widać „zły” nie mógł ścierpieć, że podróżuje z nami obraz Matki Bożej Wniebowziętej poświęcony przez Benedykta XVI, omodlony przez dziesiątki tysięcy ludzi w Polsce, Włoszech, Austrii, Bośni… W Niegowici przed oryginałem tego wizerunku modlił się ks. Karol Wojtyła.
|
Vicka opowiada pielgrzymom o swoich spotkaniach z Matką Bożą. Obok ks. Jarosław Cielecki. FOT. BARBARA ROTTER–STANKIEWICZ |
Obraz był w Medjugorie już latem ubiegłego roku. Również wtedy towarzyszyli mu Włosi, którym przewodniczył ks. Jarosław Cielecki. Teraz do maryjnego sanktuarium w Bośni wybrała się inna grupa. Podróż z Rzymu na wybrzeże przebiegła bez żadnych zakłóceń, wieczorem, w dobrych nastrojach, wszyscy wsiedli na prom. Po kolacji – wspólny różaniec i lekki niepokój. Za oknem zaczynają się przewalać ogromne fale –w świetle reflektorów statku widać, jak zielona, spieniona woda wznosi się i opada. Jeszcze wszyscy trzymają się na nogach. Godzinę później, pomiędzy trzeszczącymi ścianami kajut, marzą już tylko, żeby „to” się skończyło. Doczekaliśmy. Strugi deszczu i wicher na lądzie są już drobiazgiem. Kilka godzin jazdy we mgle po krętych, górzystych drogach, nikogo już nie niepokoi.
Miasteczko
Trochę jak Wadowice, trochę jak Myślenice. Tyle że mniejsze, a dookoła inne góry. Wyższe, surowe, szarobrunatne o tej porze roku, choć z dnia na dzień przybywa zieleni. Jedna główna ulica, wyznaczona sklepikami z pamiątkami. Tysiące figurek Madonny. Różnej wielkości, różnych kolorów. Białe, biało–niebieskie, biało–szare. Medaliki, obrazki, kubeczki, podkoszulki i poduszeczki z wizerunkami Matki Bożej. Ktoś wymyślił nawet szklaną popielniczkę z Jej twarzą i kubek z Ukrzyżowanym. Jednak królują różańce. Gdyby je zliczyć – chyba dziesiątki tysięcy – małych, dużych, z plastikowych koralików, metalowych albo drewnianych ziarenek. Tradycyjne, długie, do odmawiania pięciu tajemnic, małe – jak bransoletki i jeszcze mniejsze, które nałożyć można na palec. Jak we wszystkich maryjnych sanktuariach. Ale w Medjugorie są jeszcze różańce kamienne. A to zwiastun tego, co naprawdę tu ważne.
Kościół
Charakterystyczne, kwadratowe wieże z jasnego kamienia strzegą głównej nawy. Surowe, białe, na tle szarego, rozdeszczonego nieba. Takich kościołów jest wiele. To nie jest architektura sakralna, która zmuszałaby do zainteresowania. Świątynia pw. św. Jakuba, której budowa zaczęła się krótko po II wojnie światowej, poświęcona została dopiero w roku 1969. Wnętrze też nie urzeka wyjątkowym pięknem. Surowe, prawie puste. Tylko przy bocznym ołtarzu, po prawej stronie, zawsze ktoś się modli. Jedni odchodzą, drudzy klękają na ich miejscu. Powierzają swoje sprawy Maryi, której postać wydobywa z mroku światło reflektorków. Przyjazny mrok panuje tutaj także podczas wieczornych adoracji Najświętszego Sakramentu, kiedy kościół pełen jest ludzi, chociaż do pełni pielgrzymkowego sezonu jeszcze daleko. Modlitwę, po chorwacku, włosku, angielsku, polsku, francusku i niemiecku, prowadzi młodzież. Dołączają do nich inni, śpiewając w różnych językach ten sam tekst, wyświetlany na ekranie. Muzyki tłumaczyć nie trzeba…
Święte miejsca
Pielgrzymów widać w sklepikach, wokół świątyni, w ogrodzie różańcowym i przy posągu Ukrzyżowanego. Przychodzą tu nie tylko, by się modlić, ale zobaczyć dziwne zjawisko. Z figury, na wysokości Jezusowego kolana, nieustannie wydobywa się woda. Ze smukłej metalowej rzeźby powoli wypływają krople. Bez względu na pogodę, porę dnia czy nocy. Ludzie nie pozwalają jej spłynąć. Podchodzą, wyciągają ręce, by dotknąć wody w miejscu, gdzie się pojawia. Robią znak krzyża, nasączają chusteczki, modlą się, fotografują zjawisko, siebie na tle rozpiętego między niebem a ziemią Chrystusa i odchodzą. Idą pod inny krucyfiks, zapalają świece, przechodzą pod figurę Maryi… Kolejność jest różna, ale te miejsca w Medjugorie odwiedza każdy, nawet najbardziej utrudzony lub chory pielgrzym. Dla innych celem wędrówki jest Kriżewac, na szczycie którego w 1934 roku zbudowano betonowy krzyż. Na tę drogę decydują się najwytrwalsi To 3 – 4 godziny połączonej z wędrówką modlitwy.
Kamienie
Jej przedsmakiem jest wyjście na Crnicę, Górę Objawień, gdzie Madonna ukazała się po raz pierwszy. Tam, przezornie zaopatrzeni w solidne laski, wybierają się wszyscy z włosko–polskiej pielgrzymki. Przestaję się temu dziwić, gdy stajemy u stóp góry. Kamienie, kamienie, kamienie… Duże, mniejsze. Ostre i śliskie. Próżno tu szukać ścieżki wiodącej do kolejnych tablic z tajemnicami różańca. Szlak można rozpoznać ewentualnie po lampach, które oświetlają trasę wieczorem, ale to tylko symboliczna droga. Każdy szuka tu swojej. Jednym bardziej pasuje pokonywanie głazów, bo z każdym krokiem drogi ubywa. Inni omijają wielkie kamienie, nadkładają metrów i zbliżają się do celu drobnymi kroczkami. Młodzi biegną, starsi odpoczywają, szukając oparcia w skałach, chwytając mizerne drzewka od czasu do czasu wyrastające z kamienistej ziemi. Idzie się stromo pod górę, jakby łożyskiem górskiego potoku. Ziemia prześwituje chyba tylko tam, gdzie pielgrzymi wyzbierali kamyki, by zabrać je ze sobą na pamiątkę. Chce ją mieć prawie każdy. Gdy zaprawieni we wspinaczkach modlą się przy kolejnej różańcowej stacji, mniej sprawni ich doganiają. Zanim zdążą złapać oddech, najsilniejsi znów są już w drodze. Chyba, że jak – 13–letnia Polka, Patrycja, pomagają innym. Wtedy uchodzą za anioły…
Miejscem, w którym spotykają się wszyscy, jest niewielki placyk, na którym stoi figura Madonny, ustawiona tam w 20. rocznicę objawień. Spogląda razem z nimi na Medjugorie i panoramę okolicy. Wieczorny wiatr monotonnie porusza różańcem, który ktoś zawiesił na Jej dłoni. Tu, pośród głazów i krzyży, jest czas na modlitwę, zadumę i odpoczynek. Ludzie klęczą, stoją i siedzą. Cisza. Głośno słychać tylko słowa różańca.
Droga w dół wymaga jeszcze więcej uwagi niż pokonywanie stromizny w górę. Jedna z Włoszek upada, ale dzielnie podnosi się z kamieni i idzie dalej. Tak samo jak wcześniej niepełnosprawna kobieta prowadzona przez matkę. Gdyby upadła na zwykłej drodze, pewnie tak szybko by nie wstała. Schodzimy w dół. Lepiej nie patrzyć przed siebie, tylko krok po kroczku stawiać tak, jak by miał być to ostatni. W końcu staję na normalnym gruncie i patrzę na tych, którzy dopiero mają zacząć wędrówkę po ostrych, śliskich i zimnych kamieniach. Dwie kobiety są gotowe do drogi. Jedna zdejmuje buty... Jak można iść boso po takiej drodze?
– Można, to tak, jak by pozbyć się balastu – opowiada
Beata, która kilka miesięcy temu zaryzykowała i zachęcona przykładem innych postanowiła bez butów pokonać drogę.
– Nie czułam, że idę po kamieniach. Żadnych skaleczeń, żadnych siniaków…
Nie mam powodu jej nie wierzyć. Tak samo, jak księdzu Jarosławowi, który opowiada jak dwie niepozorne dziewczyny same i bez wysiłku wyniosły ważący kilkanaście kilogramów obraz niego niegowickiej Madonny na Kriżevac.
Vicka
Co sprawia, że do Medjugorje przybywa co roku ponad milion pielgrzymów z całego świata? Nie ma tu ani świętej budowli, ani słynącego łaskami obrazu. Ale od 28 lat trwają objawienia. Matka Boża, nazywając siebie Królową Pokoju, powtarza wciąż to samo: aby zapanował pokój, ludzie muszą się nawrócić, modlić, zwłaszcza na różańcu, pościć, spowiadać się raz w miesiącu, przyjmować Komunię Świętą... Kilka prostych warunków, naturalnych do zaakceptowania przez chrześcijan. Jest i dziesięć tajemnic przekazywanych przez Matkę Bożą. Troje spośród szóstki wizjonerów poznało już wszystkie. Oni widują Maryję tylko raz w roku. Dziewięć tajemnic zna Ivan Dragićević, Marija Pavlović – Lunetti, za pośrednictwem której 25 dnia każdego miesiąca Matka Boża przekazuje orędzie dla świata, i Vicka Ivanković – Mijatović. Z nimi Matka Boża spotyka się codziennie, zawsze o tej samej porze.
Vicka – mała, krucha i nieustannie uśmiechnięta. Opowiada o swoich spotkaniach z Maryją, jak o czymś naturalnym. Mówi po włosku, a gdy brakuje jej słów – po chorwacku. Tłumaczka przekłada jej słowa na angielski, bo w kameralnym spotkaniu w niewielkim kościółku jest też grupa Amerykanów. Vicka wspomina o pierwszym spotkaniu z Piękną Panią, której się przestraszyli i o tym, jak dzisiaj odczuwa kontakt z Najświętszą Marią Panną, która nie jest dla niej zjawą, lecz konkretną osobą. Może jej dotknąć, przytulić się do niej, zadać pytanie. Najczęściej przychodzi w szarej sukni z białym welonem, ale w maryjne święta ma inne szaty, np., czerwoną suknię. Raz w roku, w Boże Narodzenie, pojawia się z Dzieciątkiem na ręku.
– Zapytałam kiedyś Maryję – opowiada Vicka: – Dlaczego jesteś taka piękna? – Bo dobro jest piękne… – odpowiedziała.
Vicka śmieje się, żywo gestykuluje, emanuje z niej radość. A na zakończenie spotkania modli się, trzymając dłonie na głowie każdej z osób. Na pożegnanie – pocałunek i znów uśmiech.
Z pomocą
Uśmiechów tu nie brakuje, chociaż to pewien paradoks. Przetaczające się walki ominęły wprawdzie samą miejscowość, jednak tysiące ludzi pozbawiły domów i rodzin. Pomagają im m.in. księża i zakonnice. W Medjugorie powstał franciszkański ośrodek wspierający uchodźców. Nastawiony jest głównie na pomoc najmłodszemu pokoleniu, bo starszym, z pustką w oczach, wiele już pomóc nie można. Wśród wolontariuszy – Polka, która przyjechała z Włoch, gdzie pracuje. A ponieważ ma kilka miesięcy urlopu, postanowiła wykorzystać je w ten sposób. Inna, przypadkowo spotkana
Polka, zaangażowana jest z kolei w ruch obrony życia.
Koło Medjugorie znajduje się Centrum Jana Pawła II. W sierocińcu siostry zajmują się kilkudziesięcioma maluchami, które pozostaną pod ich opieką aż do momentu, gdy staną się całkiem samodzielnymi młodymi ludźmi. Na normalne dzieciństwo nie mają szans – zagraniczne adopcje nie wchodzą w rachubę, a w kraju zniszczonym wojną nikt nie kwapi się, by brać na wychowanie cudze dzieci.
Odwiedzamy także ośrodek, w którym młodzi ludzie z różnych stron świata pracują nad upowszechnianiem wiedzy o Medjugorie, wydają publikacje na temat przesłania Maryi, mówią o uzdrowieniach i niezwykłych zjawiskach, jakich doświadczają tu pielgrzymi.
Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Bo największe dobro, które dzieje się w Medjugorie, jest niewidoczne. Przecież nikt jeszcze nie widział ludzkiej duszy.
35 mln. Do tej pory Kościół katolicki nie zajął oficialnego stanowiska wobec zjawisk w Medziugorje. Może je wyrazić po szczegółowym zbadaniu, a zbadać po zakończeniu objawień, które jednak nadal trwają. Co roku do Medjugorje przybywa ponad milion pielgrzymów - w pierwszych latach po objawieniu było ich jeszcze więcej. Oblicza się, że od początku odwiedziło to miejsce 35 mln. ludzi.
Barbara Rotter – Stankiewicz
Źródło: Dziennik Polski
PS. Artykuł jest umieszczony za zgodą autorki
Bardzo Pani dziękuję