„Drogie dzieci! Dzisiaj wzywam was do jedności z moim Synem poprzez trudny i bolesny krok. Wzywam was do całkowitego wyznania grzechów i spowiedzi, do oczyszczenia..." (2 lipca 2011 r.)
Mam na imię Kamil, mam 31 lat. Urodziłem się 13 maja w święto Matki Boskiej Fatimskiej. Pochodzę z rodziny katolickiej, mam dwóch braci, wszyscy byliśmy ministrantami, ale moje życie nie do końca było takie dobre. Po raz pierwszy pojechałem do Medziugorje w 2008 roku na Festiwal Młodych z pielgrzymką organizowaną przez Monikę. Festiwal Młodych to cudowny czas. Konferencje były ciekawe, ale mnie szczególnie poruszały świadectwa mówione przez osoby, które zostały uwolnione z różnych uzależnień. Jest mi to bliskie, bo sam tkwiłem w różnych uzależnieniach. Potem wiele o tym opowiadałem, jak Pan Jezus wyrwał mnie z nałogów i w taki sposób starałem się także ewangelizować inne osoby. Wcześniej, odkąd pamiętam, miałem problem z przemówieniami, wystąpieniami, a po powrocie z Medziugorje stawałem przed ludźmi i mówiłem, w jaki sposób Chrystus mnie dotknął i jak przemienił moje życie. Ilekroć o tym opowiadam, jestem szczęśliwy, że mogę się tym dzielić.
Nie byłem alkoholikiem ani narkomanem, ale miałem w sobie dużo nienawiści. Nienawidziłem swojego ojca, w pracy schodzono mi z drogi. Poza tym szatan posiadł całą moją seksualność. Seks, masturbacja i pornografia wypełniały moje życie. Nie wierzyłem, że ludzie mogą inaczej funkcjonować, bo wiele osób mówiło mi: „musisz wyrzucić z siebie energię, jak to zrobisz, będzie Ci lżej, ulżysz sobie, będziesz się wtedy czuł fantastycznie” - i tak właśnie postępowałem. Masturbacja jest grzechem, ale ja tego tak nie postrzegałem. Wielu ludzi się z tego nie spowiada – nie wiedzą, a może nie chcą uznać, że to jest grzech. Nie współżyją, ale onanizują się i wszystko jest w porządku. Zawsze miałem świadomość grzechu, kiedy to robiłem. Nie wierzyłem, że uda mi się z tego wyzwolić. Wiedziałem, że jestem złym człowiekiem, że śpię z różnymi kobietami, że się onanizuję, oglądam pornografię. Jednak zawsze mówiłem jedno: „jest przykazanie, żeby chodzić do kościoła” i co tydzień przynajmniej byłem na Mszy świętej. Nie wyobrażałem sobie, żebym - skoro jestem taki zły - mógł jeszcze taką sprawę zawalić. Nie pójść do kościoła? Przecież to jest tylko jedna godzina w tygodniu. Jeśli nie poszedłem do kościoła, to trząsłem się ze strachu. Jeździłem do dziewczyny w Polskę i dzwoniłem do kolegów, żeby sprawdzili mi w internecie, w którym kościele we Wrocławiu jest najpóźniej Msza św. Potrafiłem jechać autostradą 180 km na godzinę, żeby tylko zdążyć do kościoła. Mówiłem sobie, że to jest ten jeden mały plusik w całym moim podłym życiu i że przynajmniej tego nie zaniedbuję.
Bałem się śmierci i tego, że kiedy umrę, pójdę do piekła. Zawsze chciałem to jakoś poukładać, szybko się ożenić i wtedy, wiadomo, seks nie byłby już grzechem. Zastanawiałem się jednak, co będzie dalej. Będę miał żonę, a masturbacja i pornografia i tak będą obecne w moim życiu, bo nie mogłem bez tego żyć. To trudny temat, nie każdy odważy się o nim mówić. Ponadto na balkonie zamontowałem cztery anteny satelitarne, jak małe centrum NASA, aby oglądać pornografię, bo są kraje, które przez całą dobę emitują kanały porno.
Miałem wiele różnych kobiet i seks na zawołanie, ale potem pojawiła się Iza. Zakochała się we mnie bez wzajemności. To nie był ten typ kobiety, który by mi odpowiadał. Wiązało mnie z nią to, że mój ojciec jest chrzestnym jej siostry. To nie były więzy krwi, ale mówiłem sobie: „tej kobiety nie mogę skrzywdzić”. Iza przy mnie trwała, wspierała mnie, mimo, że spotykałem się z jeszcze inną dziewczyną. Miałem w Jeleniej Górze opinię kobieciarza. Kiedy pokazywałem się z nową dziewczyną, wszyscy przyklejali mi łatkę, że to kolejna do wykorzystania. Tak samo było z Izą, ale seks nas nie łączył. Chodziliśmy razem na tańce, w góry, pokazywaliśmy się publicznie, wiele osób nas widziało, każdy myślał, co myślał, a myśmy żyli, jak brat z siostrą.
Pewnego razu moja kochana mama powiedziała do mnie: „Kamil, jedziemy do Medjugorie poszukać Ci żony”. Zgodziłem się, a ona: „jeszcze chciałam w to wplątać księdza Grzegorza”. Ks. Grzegorz to takie „pogotowie spowiedziowe” – zawsze, gdy na ostatni dzwonek trzeba było iść do spowiedzi, to nawet o 23:30 ks. Grzegorz czekał na mnie z herbatą i zawsze mogłem liczyć na to, że mnie wyspowiada. Często był wtedy poruszany temat kobiet, tych moich uzależnień i pewnego razu ks. Grzegorz powiedział do mnie: „Kamil, ty mi musisz teraz obiecać, że z tym zrywasz, bo inaczej nie dam ci rozgrzeszenia!”. Wiedziałem, co to znaczy spowiedź świętokradzka i po prostu nie mogłem się na to zgodzić. Znałem siebie i wiedziałem, że nie jestem w stanie tego zrobić i nie wierzę, że ludzie mogę bez tego żyć, i że księża tego nie robią. Zapytałem księdza Grzegorza: „jak wy sobie z tym radzicie?” A on na to: „uprawiamy sport”. Pomyślałem sobie: „niezły kit” - i rozstaliśmy się. Miałem do ks. Grzegorza ogromny żal i było mi przykro, bo byłem człowiekiem zniewolonym i taka była moja reakcja. I wyobraźcie sobie, że jedziemy do Medziugorje, a organizatorka do mnie podchodzi i mówi: „Słuchaj, ty będziesz w pokoju z ks. Grzegorzem”. Lepiej nie mogłem trafić. Ksiądz się kładł, kiedy mnie jeszcze nie było, wychodziłem po cichu, kładłem się, wstawałem pierwszy.
Nie byłem alkoholikiem ani narkomanem, ale miałem w sobie dużo nienawiści. Nienawidziłem swojego ojca, w pracy schodzono mi z drogi. Poza tym szatan posiadł całą moją seksualność. Seks, masturbacja i pornografia wypełniały moje życie. Nie wierzyłem, że ludzie mogą inaczej funkcjonować, bo wiele osób mówiło mi: „musisz wyrzucić z siebie energię, jak to zrobisz, będzie Ci lżej, ulżysz sobie, będziesz się wtedy czuł fantastycznie” - i tak właśnie postępowałem. Masturbacja jest grzechem, ale ja tego tak nie postrzegałem. Wielu ludzi się z tego nie spowiada – nie wiedzą, a może nie chcą uznać, że to jest grzech. Nie współżyją, ale onanizują się i wszystko jest w porządku. Zawsze miałem świadomość grzechu, kiedy to robiłem. Nie wierzyłem, że uda mi się z tego wyzwolić. Wiedziałem, że jestem złym człowiekiem, że śpię z różnymi kobietami, że się onanizuję, oglądam pornografię. Jednak zawsze mówiłem jedno: „jest przykazanie, żeby chodzić do kościoła” i co tydzień przynajmniej byłem na Mszy świętej. Nie wyobrażałem sobie, żebym - skoro jestem taki zły - mógł jeszcze taką sprawę zawalić. Nie pójść do kościoła? Przecież to jest tylko jedna godzina w tygodniu. Jeśli nie poszedłem do kościoła, to trząsłem się ze strachu. Jeździłem do dziewczyny w Polskę i dzwoniłem do kolegów, żeby sprawdzili mi w internecie, w którym kościele we Wrocławiu jest najpóźniej Msza św. Potrafiłem jechać autostradą 180 km na godzinę, żeby tylko zdążyć do kościoła. Mówiłem sobie, że to jest ten jeden mały plusik w całym moim podłym życiu i że przynajmniej tego nie zaniedbuję.
Bałem się śmierci i tego, że kiedy umrę, pójdę do piekła. Zawsze chciałem to jakoś poukładać, szybko się ożenić i wtedy, wiadomo, seks nie byłby już grzechem. Zastanawiałem się jednak, co będzie dalej. Będę miał żonę, a masturbacja i pornografia i tak będą obecne w moim życiu, bo nie mogłem bez tego żyć. To trudny temat, nie każdy odważy się o nim mówić. Ponadto na balkonie zamontowałem cztery anteny satelitarne, jak małe centrum NASA, aby oglądać pornografię, bo są kraje, które przez całą dobę emitują kanały porno.
Miałem wiele różnych kobiet i seks na zawołanie, ale potem pojawiła się Iza. Zakochała się we mnie bez wzajemności. To nie był ten typ kobiety, który by mi odpowiadał. Wiązało mnie z nią to, że mój ojciec jest chrzestnym jej siostry. To nie były więzy krwi, ale mówiłem sobie: „tej kobiety nie mogę skrzywdzić”. Iza przy mnie trwała, wspierała mnie, mimo, że spotykałem się z jeszcze inną dziewczyną. Miałem w Jeleniej Górze opinię kobieciarza. Kiedy pokazywałem się z nową dziewczyną, wszyscy przyklejali mi łatkę, że to kolejna do wykorzystania. Tak samo było z Izą, ale seks nas nie łączył. Chodziliśmy razem na tańce, w góry, pokazywaliśmy się publicznie, wiele osób nas widziało, każdy myślał, co myślał, a myśmy żyli, jak brat z siostrą.
Pewnego razu moja kochana mama powiedziała do mnie: „Kamil, jedziemy do Medjugorie poszukać Ci żony”. Zgodziłem się, a ona: „jeszcze chciałam w to wplątać księdza Grzegorza”. Ks. Grzegorz to takie „pogotowie spowiedziowe” – zawsze, gdy na ostatni dzwonek trzeba było iść do spowiedzi, to nawet o 23:30 ks. Grzegorz czekał na mnie z herbatą i zawsze mogłem liczyć na to, że mnie wyspowiada. Często był wtedy poruszany temat kobiet, tych moich uzależnień i pewnego razu ks. Grzegorz powiedział do mnie: „Kamil, ty mi musisz teraz obiecać, że z tym zrywasz, bo inaczej nie dam ci rozgrzeszenia!”. Wiedziałem, co to znaczy spowiedź świętokradzka i po prostu nie mogłem się na to zgodzić. Znałem siebie i wiedziałem, że nie jestem w stanie tego zrobić i nie wierzę, że ludzie mogę bez tego żyć, i że księża tego nie robią. Zapytałem księdza Grzegorza: „jak wy sobie z tym radzicie?” A on na to: „uprawiamy sport”. Pomyślałem sobie: „niezły kit” - i rozstaliśmy się. Miałem do ks. Grzegorza ogromny żal i było mi przykro, bo byłem człowiekiem zniewolonym i taka była moja reakcja. I wyobraźcie sobie, że jedziemy do Medziugorje, a organizatorka do mnie podchodzi i mówi: „Słuchaj, ty będziesz w pokoju z ks. Grzegorzem”. Lepiej nie mogłem trafić. Ksiądz się kładł, kiedy mnie jeszcze nie było, wychodziłem po cichu, kładłem się, wstawałem pierwszy.
Tutaj trzeba opowiedzieć historię wejścia na górę Podbrdo. Kiedy podchodziliśmy pod tę górę, koleżanka, która jest we wspólnocie, powiedziała mi, że od 5 lat żyje w czystości. Omal się nie przewróciłem, bo była prawie nimfomanką, a tu nagle mówi takie słowa. Trzech dni nie wytrzymywałem bez seksu czy masturbacji, a ona pięć lat w czystości? Prawdziwy cud. Powiedziałem, że jej nie wierzę. Jednak później, w czasie adoracji Mirella, Monika i Tomek modlili się za mnie. Nie wiedzieli o moich problemach. Na następny dzień, gdy po Mszy świętej była modlitwa o uzdrowienie, nasza organizatorka przywołała mnie do siebie i modliła się za mnie. Podczas tej modlitwy stałem, potem klęknąłem, później zacząłem się trząść, a potem już leżałem na ziemi, wyłem i zalewałem się łzami. Kiedy wszystko się skończyło, jeszcze leżałem w bezruchu, bo nie mogłem się podnieść. Zdałem sobie sprawę z tego, że Chrystus zabrał ode mnie to całe zło, zniewolenie i dał mi siłę. Kiedy później powiedziałem Monice moje świadectwo, była nieco przerażona, bo nie wiedziała, że byłem aż tak „ciężki” przypadek i że modliła się o tak wielką łaskę dla mnie, ale Pan Jezus okazał mi swoje miłosierdzie. Następnego dnia postanowiłem się wyspowiadać - wszystko w rękach Boga, niech mnie uwolni od wszystkiego, od grzechu, niech mi go zabierze. Modliłem się przed figurą św. Leopolda, aby on mi wskazał odpowiedniego spowiednika. Chodziłem po placu, ale nie mogłem się zdecydować. Poszedłem więc w pensjonacie do księdza Grzegorza. Po spowiedzi powiedziałem: „proszę księdza, niech mnie Pan Bóg przywiąże do Siebie, ja już nigdy w życiu tego nie zrobię. Będę żył jak kapłani, wierzę, że oni tego nie robią. Wybieram trwanie w czystości”. I tak trwałem od powrotu z Medziugorje, a moja siła brała się z modlitwy różańcowej, którą wiernie odmawiałem i nie rozstawałem się z różańcem. Udało mi się wyjść z tego zniewolenia.
Wiedziałem, że przyjadę do Jeleniej Góry szczęśliwy i prosiłem Pana Boga o jedno: „Panie Boże, już jestem czysty, już nie będę tego robił, ale proszę Cię o jedno - wtedy będę najszczęśliwszy – spraw, aby moja była dziewczyna wróciła do mnie”. Kiedy przyjechałem do Jeleniej Góry, od razu pobiegłem do niej, ale ona już nie chciała do mnie wrócić, nie wierzyła w moją przemianę. Miała wiele zranień z tych naszych 8 lat. Powiedziała, że nawet, jeśli się zmieniłem, to ona w to nie wierzy i nie wróci do mnie. Bez przerwy się modliłem na różańcu, aby Pan Bóg zwrócił mi tamtą dziewczynę. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że będę prosił inaczej, żeby mi ją dał, jeśli taka jest Jego wola – jednak nadal nie było efektu. Załamałem się. Powiedziałem do Izy: „chyba pojadę do Cenacolo albo na jakieś misje. Chcę żyć w czystości, ale tu jestem nieszczęśliwy”. Iza nazwała mnie tchórzem, bo nie potrafię się z tym zmierzyć, że najchętniej bym uciekł i już po kłopocie. Trochę to do mnie trafiło. Zacząłem się modlić w taki sposób: „Panie Boże, nie chcę już żadnej dziewczyny, chcę żyć w czystości, po Bożemu, wszystkich traktować jak braci i siostry. Będę czekał nawet 10, 20 lat, a jak trzeba, to do końca życia”.
Pewnego dnia Iza zaprosiła mnie na ślub. W tym czasie, kiedy ja byłem na weselu, moja mama była na rekolekcjach z o. Jamesem Manjackalem. Modliła się o moje uzdrowienie z tej chorej miłości do byłej dziewczyny. Kiedy obudziłem się następnego dnia, powiedziałem: „Izo, nie wiem, co się dzieje, ale narodziłem się na nowo, jestem innym człowiekiem. Nie kocham już swojej byłej dziewczyny, ale kocham ciebie”. Nie przeżyliśmy okresu, gdy byliśmy zakochani, bo ja nigdy wcześniej jej nie kochałem. Ona została mi dana od Boga i to ją poślubiłem pół roku później.
Postanowiliśmy, że w kolejnym roku pojedziemy razem do Medziugorje, żeby Iza mogła doświadczyć tego, czego ja doświadczyłem, bo teraz kocham Boga, czuję się prawdziwie Jego dzieckiem i już nie boję się śmierci. Wcześniej spowiadałem się raz w roku - na Wielkanoc i wyglądało to tak, że w Wielkim Tygodniu byłem u spowiedzi, a już w Poniedziałek Wielkanocny leżałem z dziewczyną w łóżku. Po Medziugorju zastanawiałem się, z czego teraz będę się spowiadał - przecież jestem taki czysty:-) Widzę jednak, że szatan chce mnie za wszelką cenę dla siebie zagarnąć. Modlę się na różańcu, bo wiem, że to jest naprawdę miecz przeciwko szatanowi. Kiedy wpadam w gniew, kiedy mam pokusy, chwytam za różaniec. Od razu się wyciszam, uśmiecham i Iza inaczej do mnie podchodzi. Szatan próbuje do mnie dotrzeć poprzez kłótnie. Po powrocie z Medziugorje zacząłem bardzo kłócić się z moją mamą i biegałem do księdza Grzegorza trzy razy w tygodniu: „Księże, pokłóciłem się z mamą, doprowadza mnie do szału!”. Potem jednak znalazłem na to sposób i gdy tylko czułem, że będzie jakaś kłótnia, od razu uciekałem do różańca i wtedy się wyciszałem.Po powrocie z Medziugorje poprawiły się także moje stosunki z własnym ojcem, którego wcześniej chciałem zabić, bo tak go nienawidziłem. Odbyliśmy długą rozmowę, przeprosiliśmy się, wyjaśniliśmy wszystkie nieporozumienia i żale i nie odczuwałem już żadnej nienawiści. Także moi współpracownic zauważyli, że się zmieniłem i stałem się innym człowiekiem.
W Medziugorje, zawsze doświadczałem wielu łask i kiedy wracałem, bałem się, że będę atakowany. Jednak gdy oparcie mam w różańcu to wszelki strach mnie opuszcza. Ponadto, aby nie utracić tych łask i tej wiary, którą otrzymałem w Medziugorje zacząłem uczęszczać na spotkania modlitewne do wspólnoty Odnowa w Duchu świętym, co dodatkowo mnie mobilizuje, aby nie zboczyć z tej drogi, którą wyznaczyła mi Matka Boża w Medziugorje.
PS Dziekuję Moniko