Moje nawrócenie wydarzyło się w roku 1989. Ktoś opowiadał mi o Medziugorju, słyszałem też o znakach i innych rzeczach związanych z wiarą. Powiedziałem sobie, sam muszę się o tym przekonać. Kiedy wreszcie postanowiłem pojechać do Medziugorja, pojąłem, że muszę czegoś więcej dowiedzieć się o mojej rzymsko-katolickiej wierze. Kiedy zacząłem czytać, zdziwiłem się bardzo, że mimo, iż chodziłem osiem lat do katolickiej szkoły podstawowej , potem cztery lata uczęszczałem do katolickiej szkoły średniej, a potem nawet dwa lata studiowałem na katolickim uniwersytecie, zanim poszedłem na inżynieryjne studia chemiczne, nie umiałem powiedzieć nic sensownego o swojej wierze.
Pomyślałem, że muszę zacząć uważnie słuchać kazań, które ksiądz głosi w moim kościele.I choć starałem się, niewiele z tego rozumiałem. Uświadomiłem sobie, że wreszcie muszę zacząć czytać Biblię. Już po pierwszej próbie czytania byłem pod wielkim wrażeniem. Biblia daje nam wskazówki jak odkryć, względnie rozpoznać drzewo życia. To mnie zainspirowało, aby pójść dalej. Zakończenie Apokalipsy św. Jana, mówi o wielkiej walce, która się odgrywa, mówi o ludziach, którzy spożywają owoce z drzewa życia i nastaje pokój. To była dla mnie jeszcze jedna wskazówka. Ukończyłem czytanie Biblii, ale nadal nie umiałem nic powiedzieć o mojej katolickiej wierze.
Niektórzy nasi nauczyciele mówili nam, ze lewa półkula mózgu jest odpowiedzialna za umiejętności związane z matematyką i innymi naukami ścisłymi, a prawa strona za nauki humanistyczne, pomyślałem więc, że pewnie za wiarę jest odpowiedzialna prawa półkula, a więc dla mnie chyba nigdy nie będzie dostępna. Pomyślałem jednak, a może moje podejście do Medziugorja jest błędne - nie mogę się do niego przybliżyć, ani jako wierzący, ani jako człowiek preferujący nauki ścisłe. Wkrótce przestałem hodować w sobie wątpliwości i przy najbliższej okazji postanowiłem udać się z grupą pielgrzymów do Medziugorja.
Zostałem oślepiony
W samolocie jacyś ludzie opowiadali mi o cudzie słońca w Medziugorju, wyjaśniając, że tam słońce tańczy, obraca się wokół swojej osi. Ci ludzie robili wrażenie dobrych ludzi, więc dawałem wiarę ich słowom, ale w głębi ducha pomyślałem, że oni pochodzą z trzeciego świata nie mają dobrze rozwiniętej technologii laserowej, więc pewnie są przekonani, że mówią prawdę.
Kiedy już dotarłem do Medziugorja, zacząłem szukać żródeł zasilania elektrycznego i rozmyślałem, gdzie tutaj mógłby być wykorzystywany laser. Podczas gdy moi towarzysze pielgrzymki szukali cudu słońca, ja szukałem miejsc na których byłyby zamontowane urządzenia laserowe. Myślałem sobie: „No teraz was złapię, myśleliście, że można mnie oszukać”. Jednakże ani w pierwszym, ani w drugim dniu cud się nie zdarzył.
Pomyślałem więc, jaka szkoda, nie zobaczę cudu. Poszedłem na Kriżevac i tam zmówiłem po raz pierwszy modlitwę, którą kierowałem do Matki Bożej. Do tej pory uważałem, że skoro modlę się do Boga, to po co mam się modlić do Matki Bożej. Modlitwę różańcową traktowałem jako modlitwę w sam raz dla staruszek. Ale co z nami inżynierami? My też potrzebujemy modlitwy, rozmyślałem. Następnie słuchałem świadectw widzących, opisujących Matkę Bożą jako przepiękną osiemnastoletnią dziewczynę z długimi włosami, o niebieskich oczach, mówiących do nich pięknym głosem. Dziś wstydzę się tej mojej arogancji, jaką przejawiałem wobec Matki Bożej. Moja pierwsza modlitwa do Maryi brzmiała mniej więcej tak: „Hej, Matko Boża, to ja, Guy z Chicago! Wypróbuj mnie w najlepszy sposób, a potem ja wypróbuję ciebie. Jeśli mnie zwyciężysz, uczynię wszystko, co zechcesz, a jeśli ja zwyciężę, będę bronił Medziugorja. Uważałem, że orędzia są prawdziwe, ale wciąż jeszcze buntowałem się wobec niektórych prawd wiary. Patrzyłem na różaniec w swoich rękach i zadawałem sobie w duchu pytanie, co też jest takiego ważnego w tym dla mnie, wtedy trochę śmiesznym, orężu. Pierwsza zaskakująca rzecz, która mi się wydarzyła, to fakt, że tych swoich myśli coś jakby nie dawało mi głośno wypowiedzieć. Czułem, że wyzwanie zostało przyjęte.
Następnego dnia, a było to 8 grudnia, idąc do kościoła na mszę anglojęzyczną, zobaczyliśmy cud słońca. Patrzyłem i mówiłem sam do siebie, że musi być jakieś racjonalne wyjaśnienie tego zjawiska. Grzebałem w ziemi szukając przewodów, które powodują taniec słońca, nadal myśląc, że to jest jednak gra laserowych promieni. Przyłączyłem się do naszej grupy i nałożyłem okulary przeciwsłoneczne. Była godzina 13-ta i nie mogłem patrzeć wprost. To była dla mnie zagadka, gdyż z praw fizyki wynikało, że patrząc wprost na słońce, można utracić wzrok i nic nie wstrzyma promieni słonecznych w tym działaniu. Potem pomyślałem, że pewnie jestem jedyny, który patrzy w słońce, a inni pewnie mrużą oczy. Stanąłem więc na wprost grupy i obserwowałem ich oczy. Wszyscy patrzyli szeroko otwartymi oczami. Pomyślałem, że musi być coś, co blokuje dopływ promieni słonecznych do ich oczu. Spojrzałem na słońce ponownie, ale ono mnie oślepiło. Za każdym razem kiedy próbowałem popatrzeć na słońce, ono mnie oślepiało. Byłem zmieszany. Po mszy poszedłem na Kriżevac. Tak bardzo byłem zmieszany, że nieustannie powtarzałem swoje imię i nazwisko oraz adres pod którym mieszkałem. Doszedłem do wniosku, że pielgrzymi z którymi przyjechałem pewnie oślepną z powodu długiego patrzenia w słońce. Pomyślałem, że i ja też oślepnę, bo za dużo wpatrywałem się w słońce. Byłem zły na siebie, po przecież wiedziałem, że nie wolno było patrzeć prosto w słońce. Potem szliśmy na Podbro, ale ja nie widziałem dobrze. Obleciał mnie strach i zacząłem się modlić, aby Bóg przywrócił mi wzrok, a ja obiecywałem uczynić wszystko, czego tylko ode mnie zażąda. Rozmyślałem o tym wszystkim, co wydarzyło się przed kościołem, a w moim sercu zaczęło się dziać coś dziwnego. W głębi serca odczułem, że Matka Boża pyta mnie, czy chcę pomóc. Odpowiedziałem twierdząco. W tym samym momencie poczułem coś jakby pocałunek na swoim czole. Kiedy człowiek patrzy w słońce, nie tylko ślepnie, ale czuje mocny ból u nasady nosa. I ja odczuwałem silny ból, tak jakby mnie ktoś uderzył kijem bejsbolowym w czoło. Ale gdy poczułem ten pocałunek, wszystko nagle się uciszyło. W jednej sekundzie powróciło mi widzenie, a ja uszczęśliwiony zbiegłem z Podbrdo. Po powrocie do domu postanowiłem opisać swoje przeżyte doświadczenia i podzielić się z nimi ze swoimi przyjaciółmi inżynierami.
W Medziugorju odbyłem spowiedź po raz pierwszy od dziesięciu lat
Zrozumiałem wreszcie, że powinienem zacząć żyć według orędzi Matki Bożej. Nie wątpiłem, że Medziugorje jest autentycznym miejscem objawień, ale w dalszym ciągu tkwiło we mnie przekonanie, ze różaniec jest modlitwą dla staruszek. Kiedy zaczynałem modlitwę na różańcu, przeszkadzało mi powtarzanie wciąż tych samych słów. I kiedy wypowiadałem słowa: Zdrowaś Maryjo, łaski pełna, miałem poczucie, że to jest obraza dla mojej inteligencji. Zawsze podczas modlitwy odczuwałem doświadczenie uniżenia, jakiego doznałem wtedy, gdy moje oczy oślepły od patrzenia w słońce. Wreszcie zrozumiałem: to jest działanie Nieba. Po powrocie z Medziugorja byłem świadom, pojąłem wreszcie, że kiedy się idzie na Kriżevac, nie należy się spierać z Matką Bożą i po drugie, to o czym mówiła widząca Vicka,, Jezus i Maryja zawsze są bardzo blisko każdego z nas, choć nie jesteśmy tego świadomi. Po powrocie z Medziugorja to wszystko stało się dla mnie oczywiste, ale wciąż nie mogłem zaakceptować różańca. Po upływie trzech miesięcy udało mi się odmówić dziesiątek różańca i była to szczera modlitwa z mojej strony, po czym przeżyłem znane mi już uczucie uniżenia, więc wzywałem Matkę Bożą, w nadziei, że jest blisko mnie. Wtedy, przypomniałem sobie słowa widzącej, która nazwała różaniec bronią i nagle jakby jakieś światełko zapaliło się we mnie. Trzymając w ręku krzyż i różaniec, mówiłem: Wiem już, że w Medziugorju uczyłaś mnie pokory, Maryjo. Powtarzałem: Boże, ugodziłeś mnie wprost w głowę, jak Dawid Goliata. Kiedy patrzyłem na różaniec, widziałem w nim Dawidową procę i skojarzyłem, że te 5 kamieni, wyjęte przez Dawida ze strumienia, to w istocie 5 dziesiątków różańca, a więc różaniec jest prawdziwą bronią. Pomyślałem wtedy, że już wiem o trzech sprawach dotyczących mojej wiary. W całym procesie mojego nawrócenia, jeszcze przed wyjazdem do Medziugorja, myślałem o sobie, że jestem dobrą osobą, więc po swojej śmierci widziałem siebie w raju. Ale prawdą jest, że w Medziugorju poszedłem do spowiedzi pierwszy raz po 10 latach, czyli moja dusza przez dziesięć lat była w stanie grzechu śmiertelnego. W procesie mojego nawrócenia zrozumiałem, że wiele rzeczy, które czyniłem wcześniej, były grzeszne, stałem więc po złej stronie. Wiedziałem, że Matka Boża jest dobra, pracuje nad swoimi dziećmi i za to jestem jej wdzięczny. Potrzebowałem kilku lat, aby wreszcie pojąć, że różaniec stanowi prawdziwą broń.
Moją największą radością jest miłość Jezusa i Maryi, której doświadczamy i którą od nich otrzymujemy.
Na druga pielgrzymkę do Medziugorja dołączył do mnie jeszcze jeden inżynier, mój przyjaciel. Obydwaj przeżyliśmy cud słońca. Wydawało się, że słońce było jakby w stanie zaćmienia, a jego tarcza była biała jak hostia. Dlaczego wszystko to doceniam? Uczę się wiary, słucham orędzi Matki Bożej przekazywanych przez widzących. Matka Boża mówi: Msza święta jest najbardziej uświęconym momentem, bo wtedy żywy Jezus przychodzi do nas, a my przyjmujemy Go do swojego serca. Ja, choć odebrałem katolickie wykształcenie, nigdy wcześniej takich słów nie słyszałem. Myślałem, że to jest tylko symbol, albo znak. To była dla mnie zagadka i w pewnym sensie wyzwanie, ponieważ na miarę swojego inżynierskiego pojmowania, zawsze starałem się postawić znak równania pomiędzy masą a ciepłem. Zrozumiałem jednak, że coś o wiele silniejszego wchodzi w moje życie, że to sam Bóg, o czym wcześniej nie miałem pojęcia. Jak mogłem być tak głupi, że wcześniej tego nie pojmowałem? Zacząłem czytać książki o Eucharystii i powoli docierało do mnie, że Kościół Katolicki naucza prawdy, że w Hostii żyje Jezus. A teraz zawsze, kiedy przebywam w Medziugorju, kiedy wpatruję się w Hostię, wiem, że Bóg, obecny w Najświętszym Sakramencie jest o wiele mocniejszy i od samego słońca.
Kiedy z przyjacielem wróciliśmy do swego pokoju, on zaczął chodzić od ściany do ściany. Był zawiedziony i stwierdził, że nie widzieliśmy żadnego cudu. Przekonywał siebie tak: kiedy jesteśmy w mieszkaniu, nie patrzymy na słońce, natomiast, to co się wydarzyło, było wynikiem prostego faktu, że nasze oczy przywykły do światła. To było o godzinie 18:40, w czasie objawienia Maryi, słońce chyliło się ku zachodowi i dlatego wyglądało jak hostia. Muszę to zobaczyć w ciągu dnia, mówił. Raczej oślepnę, niż w to uwierzę. Następnego dnia poszliśmy do kościoła, był czas objawienia. Mój przyjaciel zaproponował mi wyjście z kościoła, by ponownie zobaczyć cud słońca. Ja jednak zostałem na modlitwie. Po wyjściu z kościoła zastałem go przy ławce zgiętego wpół. Dłońmi zasłaniał oczy. Jak się czujesz? Wierzę, wszyscy widzieli ten cud, odpowiedział. Słońce go oślepiło.
Po powrocie do domu, moja wiara, że Matka Boża przekazuje nam orędzia od Boga i jest naszą Matką, aby nam pomóc w drodze do Boga, umocniła się jeszcze bardziej. Zadawałem sobie pytanie. A co z drzewem życia? W głębi serca słyszałem odpowiedź: módl się. Nie podobała mi się ta odpowiedź, ale zacząłem się modlić. Odmawiałem tajemnice radosne. Pierwsza tajemnica - w porządku, ale druga - Maryja idzie odwiedzić swoją krewną Elżbietę - próbowałem medytować, że idę razem z Maryją i rozmyślałem o drzewie życia. Rozmyślałem o swoich zaniedbaniach i o tym, czym w istocie jest owoc, o którym jest mowa w tej tajemnicy. To zapewne musi być jakiś szczególny owoc. Tajemnica różańca znów do mnie powróciła, tymczasem św. Elżbieta mówi: Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc żywota Twojego! Matko Boża, to TY jesteś drzewem życia. A owocem, który mamy spożywać, aby mieć życie wieczne, jest Jezus Chrystus. Od rozmyślania nad tą tajemnicą zaczęło się moje nawrócenie. Minęło od tamtego czasu 21 lat. Matka Boża nadal pracuje nade mną. Jakkolwiek staram się być dobrym Jej współpracownikiem, czuję, że wciąż upadam. Za każdym pobytem w Medziugorju, otrzymuje wiele łask od Boga. Mam nadzieję, że Matka Boża jeszcze długo pozostanie z nami, bo wielu jeszcze ludzi potrzebuje pomocy, tak samo jak ja. Moją największą radością jest miłość Jezusa i naszej Matki Maryi, której doświadczam i którą od nich otrzymuję. W zjednoczeniu na modlitwie doznaję miłości i pokoju, który od Jezusa pochodzi. W tej szkole uczę się: modlitwy, postu, spowiedzi i czytania Pisma Świętego.
Źródło: Parafia Medziugorje
PS: Bardzo dziękuję... :)