czwartek, 7 października 2010

Wspomnienie NMP Różańcowej

Matka Boża w Medziugorje wielokrotnie w orędziach wspomina o różańcu. Powiedziała między innymi:
"Gdy jesteście zmęczeni i chorzy i nie znacie sensu waszego życia, weźcie różaniec i módlcie się; módlcie się, dopóki modlitwa nie stanie się radosnym spotkaniem z waszym Zbawicielem." (25.04.01)

"Różaniec, dziatki jest mi szczególnie drogi. Poprzez różaniec otworzycie mi swoje serce i mogę Wam pomóc."(25..08.97)

"Jeśli chcecie - przyjmijcie różaniec. Już sam różaniec może dokonać cudów na świecie i w waszym życiu."(25.01.91)
.
"Módlcie się i niech różaniec będzie zawsze w waszych rękach jako znak dla szatana, że do Mnie należycie."

„Wzywam was, byście wszystkich zachęcali do odmawiania różańca. Różańcem pokonacie wszelkie zło, jakim szatan ma teraz zamiar prześladować Kościół katolicki. Wszyscy księża odmawiajcie różaniec! Poświęćcie czas na modlitwę różańcową. ” (25.06.85 To przesłanie Pani dała na pytanie Mariji Pavlović: Pani, co pragniesz polecić księżom?).

Dzisiejsze wspomnienie zostało ustanowione na pamiątkę zwycięstwa floty chrześcijańskiej nad wojskami tureckimi, odniesionego pod Lepanto (nad Zatoką Koryncką) 7 października 1571 r. Sułtan turecki Selim II pragnął podbić całą Europę i zaprowadzić w niej wiarę muzułmańską. Ówczesny papież - św. Pius V, dominikanin, gorący czciciel Matki Bożej - usłyszawszy o zbliżającej się wojnie, ze łzami w oczach zaczął zanosić żarliwe modlitwy do Maryi, powierzając jej swą troskę podczas odmawiania różańca. Nagle doznał wizji: zdawało mu się, że znalazł się na miejscu bitwy pod Lepanto. Zobaczył ogromne floty, przygotowujące się do starcia. Nad nimi ujrzał Maryję, która patrzyła na niego spokojnym wzrokiem. Nieoczekiwana zmiana wiatru uniemożliwiła manewry muzułmanom, a sprzyjała flocie chrześcijańskiej. Udało się powstrzymać inwazję Turków na Europę.


Zwycięstwo było ogromne. Po zaledwie czterech godzinach walki zatopiono sześćdziesiąt galer wroga, zdobyto połowę okrętów tureckich, uwolniono dwanaście tysięcy chrześcijańskich galerników; śmierć poniosło 27 tys. Turków, kolejne 5 tys. dostało się do niewoli. Pius V, świadom, komu zawdzięcza cudowne ocalenie Europy, uczynił dzień 7 października świętem Matki Bożej Różańcowej i zezwolił na jego obchodzenie w tych kościołach, w których istniały Bractwa Różańcowe. Klemens XI, w podzięce za kolejne zwycięstwo nad Turkami odniesione pod Belgradem w 1716 r., rozszerzył to święto na cały Kościół. W roku 1883 Leon XIII wprowadził do Litanii Loretańskiej wezwanie "Królowo Różańca świętego - módl się za nami", a w dwa lata później zalecił, by w kościołach odmawiano różaniec przez cały październik.


NIEZWYKŁA HISTORIA OŚMIU JEZUITÓW OCALAŁYCH Z HIROSZIMY



Przeżyli wybuch bomby atomowej, która zniszczyła wszystko dookoła. W jaki sposób można wytłumaczyć to niezwykłe wydarzenie?

Jest 6 sierpnia 1945 r. Amerykański bombowiec B-29 krąży po błękitnym niebie nad japońskim miastem Hiroszima. Niczego niespodziewa­jący się mieszkańcy ledwie spoglądają z ziemi na samolot, nieświadomi tego, że ma on śmiercionośny ładunek, z któ­rego siły rażenia tak naprawdę nikt jeszcze nie zdawał sobie sprawy. Ładu­nek, którego moc miała być właśnie na nich wypróbowana. Zrzucona bomba w mgnieniu oka zmiotła miasto z powierzchni ziemi. Domy rozpadły się, a ludzie zwyczaj­nie wyparowali. Ogromna kula ognia wzniosła się ku niebu, a potworna fala rozgrzanego gazu rozniosła zgliszcza w promieniu kilkunastu kilometrów.

Pośród mieszkańców Hiroszimy był jezuita ojciec Hubert Schiffer. Ran­kiem 6 sierpnia 1945 r. po odprawionej Mszy św. właśnie zabierał się do śniada­nia. Kiedy zanurzył łyżeczkę w świeżej połówce grejpfruta, coś nagle błysnęło. Początkowo duchowny pomyślał, że pewnie eksplodował tankowiec w por­cie. W końcu Hiroszima była głównym portem, w którym japońskie łodzie pod­wodne uzupełniały paliwo. Potem, jak powiedział ojciec Schiffer: - Nagle po­tężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała ni­czym liściem podczas jesiennej zawieru­chy. Gdy ojciec znalazł się na ziemi i otwo­rzył oczy, zdał sobie sprawę, że wokół jego domu nie ma nic. Wszystko zostało zniszczone. Tymczasem on miał zale­dwie niewielkie zadrapania z tyłu szyi.

Nieliczna wspólnota, licząca ośmiu je­zuitów, do której należał ojciec Schiffer, mieszkała w domu blisko kościoła para­fialnego, oddalonego jedynie o osiem bu­dynków od centrum wybuchu. W tym czasie, kiedy Hiroszima była pustoszona przez bombę atomową, wszyscy jezuici zdołali uciec nietknięci, podczas gdy każda inna osoba znajdująca się w odległości do półtora kilometra od centrum wybuchu natychmiast umierała. Dom, w którym mieszkali katoliccy duchowni, stał na swoim miejscu, pod­czas gdy wszystkie inne budynki roz­padły się niczym domki z kart. W czasie, kiedy to się zdarzyło, ojciec Schiffer miał 30 lat. Ten jezuita nie tylko przeżył, ale cieszył się również dobrym zdrowiem przez następne 33 lata.

W jaki sposób kapłan i pozostali misjonarze mogli przeżyć wybuch atomowy, który spowodował śmierć wszystkich innych w promieniu dziesię­ciu kilometrów od epicentrum wybu­chu, a katoliccy duchowni byli oddaleni od niego zaledwie o jeden kilometr? Jest to absolutnie niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia. Interesującym faktem może się oka­zać to, że ta grupa była szczególnie od­dana przesłaniu fatimskiemu. Jezuici "żyli" nim. Codziennie odmawiali róża­niec i czynili pokutę.

Co ciekawe, historia powtórzyła się kilka dni później w Nagasaki, drugim japońskim mieście dotkniętym wybu­chem bomby atomowej. Zarówno w Hiroszimie, jak i Nagasaki jedynymi, którzy ocaleli, byli duchowni katoliccy. Jeszcze więcej budynków zostało zniszczonych.

Jednak w obu przypadkach ocalały pra­wie nietknięte domy misjonarzy.

Wszyscy inni znajdujący się w odległo­ści trzy razy większej od miejsca wybuchu, aniżeli ci duchowni, zginęli natychmiast. Według praw fizyki jezuici - nawet jeśli udało im się jakimś cudem przeżyć - po­winni byli zginąć w ciągu kilku minut w następstwie promienio­wania. Tymczasem tak się nie stało...

Po kapitulacji Japoń­czyków amerykańscy le­karze powiedzieli ojcu Schifferowi, że jego ciało wkrótce zacznie się roz­kładać w następstwie promieniowania. Ku wiel­kiemu zdziwieniu medy­ków ciało ojca Huberta nie tylko nie zaczęło się psuć, ale przez 33 lata nie wykazywało najmniej­szych oznak napromie­niowania ani żadnych in­nych skutków ubocznych spowodowanych wybu­chem bomby jądrowej.

Naukowcy przebadali grupę jezuitów 200 razy w ciągu następnych 30 lat i nie stwierdzili u nich nigdy żadnych skutków ubocznych. Czy mógł to być szczęśliwy traf? Czy konstruktorzy bomby mogli ją tak zbu­dować, aby nie zabijała amerykańskich obywateli? Nie ma takiej możliwości, by bomba atomowa skonstruowana z uranu 235 pozostawiła nietknięty nie­wielki obszar, podczas gdy wszystko dookoła znikało z powierzchni ziemi. Jezuici doskonale zdawali sobie sprawę z tego, kto był "sprawcą" tego cudu. Mówili: - Jesteśmy przekonani, że przeżyliśmy, ponieważ żyliśmy przesła­niem fatimskim. Żyliśmy i codziennie głośno odmawialiśmy różaniec w na­szym domu.

Ojciec Schiffer był przekonany, że ocalał dzięki opiece Matki Bożej, która uchroniła go od wszystkich negatyw­nych konsekwencji wybuchu bomby ato­mowej.

Świeccy naukowcy nie dają wiary tym tłumaczeniom. Są przekonani, że musi istnieć jakieś inne "prawdziwe" wyjaś­nienie tej zagadki. Tymczasem minęło ponad 60 lat od zdarzenia i do tej pory nie są w stanie wytłumaczyć tego zja­wiska. Z naukowego punktu widzenia to, co się przytrafiło tym jezuitom w Hiro­szimie, wciąż przekracza wszelkie prawa fizyki. Trzeba przyznać, że musiała tam być obecna inna siła, której moc była w stanie przemie­nić energię i materię tak, by były one znośne dla ludzi. A to już prze­kracza nasze wyobrażenie.

Dr Stephen Rinehart z Depar­tamentu Obrony USA, ceniony na całym świecie ekspert w dziedzinie wybuchów jądrowych, tak to sko­mentował: Błyskawiczna kalkulacja pokazuje, że w odległości jednego kilometra od wybuchu dominuje temperatura od dwóch i pół do trzech tysięcy stopni Celsjusza, a fala ciepła uderza z prędkością dźwięku napierając z ciśnieniem większym niż 600 psi (1 psi to około 69 hektopaskali - przyp. red.).

Jeśli jezuici znajdujący się w obrębie jed­nego kilometra od epicentrum wybuchu byli poza plazmą bomby atomowej, ich siedziba powinna być ponad wszelką wątpliwość zniszczona. Konstrukcje żel­betowe, jak i z cegły - z których zwykle zbudowane są centra handlowe - ule­gają zniszczeniu w wyniku nacisku 3 psi. Takie ciśnienie powoduje uszkodzenie słuchu i wypadanie okien. Przy 10 psi uszkodzeniu ulegają płuca oraz serce. Z kolei ciśnienie rzędu 20 psi rozsadza kończyny. Głowa eksploduje przy ciś­nieniu 40 psi i takiego naporu ciśnienia nikt nie jest w stanie przeżyć, gdyż czaszka zostaje zwyczajnie rozsadzona. Wszystkie bawełniane ubrania zapa­lają się w temperaturze około 200 stopni Celsjusza, a płuca wyparowują w ciągu minuty od wciągnięcia tak gorącego po­wietrza. W takich warunkach nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył. Nikt nie powinien zostać przy życiu w odle­głości jednego kilometra. Ani w odległo­ści dziesięć razy większej - dziesięć do piętnastu kilometrów od epicentrum wybuchu. Widziałem, jak rozpadały się ceglane ściany szkoły podstawowej. Sądzę, że zaledwie kilka osób, które nie uległy całkowitemu spaleniu, przeżyło. Ale umarły one w ciągu następnych pięt­nastu lat z powodu raka. Rekonesans zdjęć panoramicznego widoku z epicen­trum wybuchu, gdzie znajdował się kie­dyś szpital Shima Hospital, w pobliżu domu jezuitów, ujawnił, że pozostały dwa budynki nietknięte. Sądzę nawet, że w budynkach widoczne były okna. Jed­nym z nich był kościół oddalony kilkaset metrów od pierwszego budynku, którego ściany wciąż stały, jedynie zniknął dach. Departament Obrony nigdy oficjalnie nie skomentował tego wydarzenia i przy­puszczam, że to było sklasyfikowane, ale nigdy nie poruszane w literaturze przedmiotu. Sądzę, że jest możliwe, iż jezuici zostali poproszeni o to, aby nigdy nie wy­powiadali się na ten temat. Dla Boga, który stworzył materię i energię, to kwestia woli. Działanie praw, które rządzą tymi zjawiskami, zostało zwyczajnie zawieszone.

To, co się stało w Hiroszimie i Naga­saki, przytrafiło się także w dawnych czasach wiernym sługom Boga: Szadra­kowi. Meszakowi i Abed-Nedze, o czym mówi księga Daniela (3. 19-24)
Źródło: Przymierze z Maryją