O tym, że w 2008 roku będę organizować wyjazd po raz kolejny wiedziałam już we wrześniu wcześniejszego roku, kiedy to niektóre osoby zaraz po przyjeździe deklarowały chęć wyjazdu w przyszłym roku właśnie ze mną.
Nie obyło się jednak bez problemów. Otóż moja koleżanka z pracy, z którą zastępujemy się podczas urlopów uparła się, że tym razem to ona weźmie urlop na początku sierpnia, a nie ja, jak było do tej pory. Do niczego nie był jej potrzebny taki termin urlopu, bo nie planowała żadnego wyjazdu w tym czasie, ale stwierdziła, że zrobi to tylko dlatego, abym ja nie miała zawsze tego samego terminu. Moje prośby i tłumaczenia, że termin Festiwalu Młodych jest każdego roku ten sam i nie jest on zależny ode mnie, nie przemawiały do niej. Upierała się, że latem 2008 na początku sierpnia nie pojadę do Medugorje, tylko będę siedzieć w pracy. Było mi przykro, a kierownik rozkładał ręce. Modliłam się za tę koleżankę, aby Bóg skruszył jej zatwardziałość i upór oraz o to, aby pozwolił mi znów organizować wyjazd i tym samym, abym dostała urlop w tym czasie. W dniu, w którym mieliśmy dać oficjalne kartki z planem urlopu na rok 2008 siedziałam od rana smutna i zrezygnowana. Gdy kierownik wszedł do pokoju i poprosił o kartki, wtedy moja koleżanka podeszła do mnie i powiedziała tak po prostu, że oddaje mi ten termin, abym organizowała wyjazd, bo ona i tak nie ma planów na początek sierpnia. A co najbardziej mnie zaskoczyło to fakt, że ona, niezbyt religijna osoba, stwierdziła, że właściwie to bardzo chciałaby pojechać ze mną do Medugorje i zobaczyć, czy faktycznie jest to tak niesamowite miejsce, jak jej opowiadałam. Jednak wiedząc o tym, że obu nam nie dadzą urlopu w tym samym czasie, kazała mi zabierać się za organizację wyjazdu. Byłam bardzo szczęśliwa i wiedziałam, że to tylko dzięki modlitwie koleżanka zmieniła front w ostatniej chwili.
Był taki moment, że zawahałam się czy organizować wyjazd, czy też nie organizować. Wiąże się z tym tak ogromna odpowiedzialność i ryzyko, że prosiłam Boga, aby dał mi znak, czy chce tego ode mnie, czy też nie. I po kilku dniach miałam telefony w sprawie wyjazdu od osób, które jechały ze mną w roku poprzednim. Nikt nawet nie pytał, czy ja w ogóle organizuję wyjazd, tylko podawano mi - kto i ile miejsc rezerwuje. Wszystko pięknie się układało, chętni byli, a ja nie musiałam nawet dawać żadnych ogłoszeń. Rozeszło się pocztą pantoflową i w marcu miałam już komplet osób a nawet rozpoczęłam listę rezerwową. Z księdzem także nie miałam problemu, bo bardzo chętnie zgodził się jechać ze mną po raz kolejny. A z tym także różnie bywa, bo rok wcześniej aż 22 księży mi odmówiło(!). Nie mogli z różnych względów. Autokar miałam, kierowców takich, którzy już jeździli do Medugorje, tak więc wszystko było na dobrej drodze. W lutym już załatwiłam noclegi i wszystko zostało potwierdzone pisemnie w marcu, a 30 kwietnia właścicielka pensjonatu dostała ode mnie 500 euro zaliczki za grupę. Byłyśmy w kontakcie telefonicznym i wszystko wydawało się być w najlepszym porządku. Wtedy też przeczytałam książkę, w której było coś takiego, co mnie bardzo poruszyło. A mianowicie rozróżnienie pojęć: dzieło dla Boga i dzieło Boga. Różnica pozornie subtelna, a jednak zasadnicza. Otóż zgodnie z tłumaczeniem ojca L.Fabre – dzieło dla Boga polega na tym, że to my SAMI chcemy uczynić coś na chwałę Bożą. Zastanawiamy się, jakie są potrzeby i na podstawie tego opracowujemy projekt działania. Kolejnym krokiem jest nasza organizacja, czyli wprowadzenie projektu w życie, aby tym, co stworzyliśmy, oddać chwałę Bogu. Budowanie w ten sposób jest budowaniem na piasku, bo opiera się na NASZEJ woli. To MY chcemy coś zrobić i polegamy na sobie, bo boimy się zaufać do końca. Z logicznego punktu widzenia dzieło dla Boga jest to coś bardzo dobrego. Analizujemy potrzeby, owocuje to jakimś projektem i staramy się dobrze wszystko zaplanować. A że jest to na chwałę Pana, to organizujemy wszystko bardzo starannie i ofiarujemy to Panu, ale jest to budowanie na piasku – piasku NASZYCH myśli i naszych dobrych intencji.
Dzieło Boga natomiast rodzi się poprzez modlitwę i pragnienie pełnienia woli Pana. Bóg sam udziela natchnień lub do czegoś wzywa i On sam wszystkim kieruje. Tak budowane dzieło ma mocny fundament, którym jest wola Boga. Jest to budowanie na skale i jest to solidna budowla. Budowanie na piasku (naszej woli) zawali się wcześniej czy później.
Po lekturze tej książki miałam wielki mentlik w mojej głowie i w duszy. Nie spałam 3 noce tylko wciąż o tym myślałam. Zastanawiałam się, czy organizowane przeze mnie wyjazdy na Festiwal Młodych w Medugorje są rzeczywiście dziełem Bożym, bo miałam coraz bardziej przygniatającą świadomość, że są one raczej moim dziełem dla Boga, na Jego chwałę. Owszem, to Pan wzbudził we mnie pragnienie organizowania wyjazdów a Maryja przygotowywała mnie do tego przez 5 lat, ale miałam wrażenie, że wszystko, co robiłam potem, było już „moim dziełem”. Wolałam sama nad wszystkim mieć kontrolę i trzymać rękę na pulsie, niż całkowicie oddać to Bogu. Bardzo skrupulatnie wszystko planowałam i wiedziałam, że skoro dużo wcześniej wszystko załatwiałam, o wszystko sama zadbałam, zorganizowałam, to musi być dobrze. Owszem już od początku roku modliłam się za ten wyjazd i za jego uczestników, ale nie zdawałam się na Boga w tej kwestii, tylko wolałam sama wszystkiego dopilnować. Chciałam trzymać w dłoni wszystkie sznurki i nad wszystkim czuwać, zamiast oddać te sznurki Bogu i zaufać, że On sam się o wszystko zatroszczy.
Modliłam się więc do Pana, aby uczynił z tego, czego się podjęłam prawdziwe dzieło Boże, choć w głębi duszy myślałam sobie, że chyba jest na to trochę za późno, bo ja już wszystko zorganizowałam, o wszystkie istotne sprawy wcześniej zadbałam i wszystko musi być w należytym porządku, aby nie powstał chaos. Z takim też nastawieniem wyjeżdżałam z grupą do Medugorje. Jakież było moje zdziwienie, gdy jadąc akurat przez Austrię zadzwoniono do mnie, aby przekazać mi, że nie mam noclegów, mimo wcześniejszych ustaleń, podpisanego oświadczenia i 500 euro zaliczki. Właścicielka pensjonatu okazała się nieuczciwa i przekonałam się o tym, gdy już wiozłam 51 osób. Byłam przerażona i załamana z bezsilności, bo znalezienie na poczekaniu noclegów dla 51 osób w terminie gdy w Medugorje jest 60 tysięcy ludzi jest praktycznie niemożliwe. Takie sprawy załatwia się pół roku wcześniej, albo dojeżdża się na Festiwal każdego dnia z odległych miejscowości. Do tego jeszcze pytanie kierowcy, czy w takim razie wracamy do Polski, wytrąciło pokój z mego serca. Kotłowały się we mnie same złe emocje, w oczach miałam łzy, a w głowie myśli o tym, że tak bardzo się starałam wszystkiego dopilnować, być w stałym kontakcie z właścicielką pensjonatu, nawet w tym celu poduczyłam się chorwackiego, a tu taki zawód. Była we mnie wielka złość na tę kobietę, wielki żal, że tak się stało i to w ostatniej chwili, przerażenie - co zrobię z ludźmi, gdy zajedziemy do Medugorje. Przez moment nawet pojawił się bunt i myśli, że skoro tak się sprawy ułożyły, to w takim razie już więcej nie podejmę się organizacji takiego wyjazdu, bo to zdecydowanie za duży stres i za duża odpowiedzialność. Pojadę jako uczestnik i przynajmniej przeżyje Festiwal duchowo, tak jak tego pragnę, bez rozproszeń związanych z funkcją bycia organizatorem. Przez jakiś czas biłam się z myślami i negatywnymi emocjami, ale w końcu dotarło do mnie, że przecież moja modlitwa została wysłuchana(!) Właśnie teraz zaczynało się prawdziwe dzieło Boga, o które wcześniej się modliłam, bo sama już niewiele mogłam zrobić, pozostawała mi jedynie ufna modlitwa i błaganie Boga, aby znalazł mi jakieś noclegi dla grupy w pobliżu Medugorje, bo o samym Medugorje już nawet nie śmiałam marzyć w tak dramatycznym położeniu. Ponadto przyszło mi do głowy, że skoro, Bóg chciał abym organizowała ten wyjazd, dał mi urlop, ludzi, księdza, to nie zostawi mnie teraz na lodzie, bo przecież dla Niego nie ma rzeczy niemożliwych. Wtedy do mojego serca powrócił pokój i ufność. Wiedziałam już, że noclegi jakimś cudem się znajdą, a wyjazd od tej pory będzie już prawdziwym dziełem Boga, tak jak tego pragnęłam. Moje plany, skrupulatna organizacja i zadbanie o wszystko dużo wcześniej, czyli budowanie na piasku moich dobrych intencji, rozpadło się w pył, teraz rozpoczynało się budowanie na skale - skale zawierzenia i ufności, że Bóg sam o wszystko się zatroszczy. Uruchomiłam moje wszystkie kontakty i Bóg okazał mi swoją troskę. Noclegi znalazły się w przeciągu pół godziny. Okazało się, że w miejscu, które mi wskazano, jakaś grupa niespodziewanie i w ostatniej chwili zrezygnowała z pobytu. Było to niesamowite i wiedziałam od razu, kto za tym stoi. W tym momencie bardzo mocno odczułam także w sercu, że Bóg życzy sobie, abym dalej organizowała wyjazdy na Festiwal Młodych. Ucieszyło mnie to, bo taka praca na chwałę Pana daje mi pomimo trudu i stresu ogromną radość i satysfakcję. Poza tym już 5 lat wcześniej modliłam się o to, aby Maryja uczyniła mnie swoim narzędziem i abym właśnie w taki sposób mogła wykorzystywać liczne talenty, które mi dał i z których kiedyś mnie rozliczy. Jedynym, co mnie zastanawiało i o co pytałam Boga, było to, w jaki sposób mam w następnym roku załatwiać noclegi, ponieważ w tej kwestii czułam się bezradna. I nawet w tej kwestii Bóg dał mi odpowiedź. Otóż ostatniego dnia, już po Festiwalu, dałam się namówić wieczorem na pizzę. Nigdy wcześniej nie byłam w Medugorje na pizzy i jakoś wcale mnie tam nie ciągnęło. Wtedy jednak zgodziłam się. Poszliśmy do pizzerii i szukaliśmy wolnego stolika. W środku był akurat wolny stolik trzyosobowy, a nas akurat było troje. Jednak ja się uparłam, że chcę siedzieć na zewnątrz. Znalazłam stolik, przy którym siedziało małżeństwo i były tam tylko dwa miejsca wolne. Zawołałam moich znajomych i znalazłam wolne krzesło przy innym stoliku. Kręcili głowami widząc moje kombinacje i upór, ale ja czułam, że mam siedzieć właśnie przy tym stoliku. Zaczęłam rozmawiać z małżeństwem i okazało się, że jest to Polka, która poślubiła mieszkańca Medugorje i mają swój pensjonat. Miło nam się rozmawiało i obiecała mi pomóc w sprawie noclegów w przyszłym roku. Potem okazało się, że nie tylko pomogła, ale nawet zgodziła się, aby właśnie moje grupy były u niej podczas Festiwalu. Co również było dla mnie wielkim znakiem opatrzności Bożej i opieki Maryi.
Wszystko, co działo się na tamtej pielgrzymce w 2008 roku, było prawdziwym dziełem Boga. Mnóstwo osób pojednało się z Bogiem w sakramencie pokuty, jedna aż po 15 latach. Były trzy większe nawrócenia, które poszły w dobrym kierunku. W mojej grupie była jedna osoba niewierząca, jeden narkoman i jeden chłopak zniewolony pornografią i nienawiścią. Modliłyśmy się z koleżanką za te osoby, aby Bóg je przemienił, uzdrowił serca, uwolnił od zniewoleń i to się dokonało. Kolejny przejaw Bożej troski był wtedy, gdy nie mogłam znaleźć noclegów dla kierowców podczas całodziennego pobytu naszej grupy na plaży ostatniego dnia. Obeszłam kilka hoteli i mnóstwo pensjonatów, ale znaleźć coś w sezonie, bez wcześniejszej rezerwacji graniczyło z cudem. Nie pozostawało mi nic innego, jak tylko modlitwa pełna ufności, że skoro jest to dzieło Boga, to i o noclegi dla kierowców On sam zadba. I po krótkiej modlitwie, gdy już byłam zmęczona długim chodzeniem w upale od pensjonatu do pensjonatu znalazłam dla nich miejsce. A że jak już wspomniałam, było to dzieło Boga, to cena noclegów była przystępna, a pokój przyjemny i zacieniony, co jest istotne w tak upalną pogodę, tym bardziej, że w pensjonatach na ogół nie ma klimatyzacji.
Dziełem Boga była też Jego hojność dla naszych nawróconych chłopaków. Dobry Bóg w cudowny sposób dawał im tak zwane „cukierki” i wysłuchiwał każdej, nawet najmniejszej prośby. Jednemu, gdy chciało się pić na Podbrdo, zwrócił się do Pana Jezusa w tej sprawie i pojawiła się obok butelka z wodą. Drugi z kolei wracając późno do pensjonatu prosił w modlitwie, aby zatrzymał się jakiś samochód i go zabrał, bo nie już miał siły iść późną porą pieszo do pensjonatu i Pan okazał się łaskawy. Samochód zatrzymał się zanim zakończył swoją spontaniczną modlitwę. Sama byłam świadkiem takich sytuacji i były to elementy dzieła Boga, którym stała się organizowana przeze mnie pielgrzymka. Momentami nawet i ja byłam zaskoczona tym, że Bóg wysłuchał mojej modlitwy, tej o dzieło Boże i bardzo namacalnie pokazał mi, że jednak uczynił z tego mojego przedsięwzięcia swoje dzieło.
I chwała Panu za to oraz za uczynienie z pielgrzymki, którą organizowałam prawdziwego Dzieła Boga. Od początku do samego końca, bo nawet piękne świadectwa mówione w drodze powrotnej w autokarze, pomogły niektórym osobom w podjęciu decyzji pójścia za Jezusem.
Monika Swat
PS. Dziękuję Moniko za piękne świadectwo :)