Kiedy miałem ok. 21 lat doświadczyłem w sercu ogromny ból. Miało to miejsce wtedy, kiedy doszło do rozstania z moją pierwszą dziewczyną. Był to moment, kiedy straciłem sens życia. Nie mogłem poradzić sobie sam ze sobą. Pojawiały się u mnie myśli samobójcze.
W tak trudnym dla mnie czasie zapragnąłem zmienić siebie. Chciałem doświadczyć w sobie jakiejś przemiany. Jednak w tamtym momencie nie było to pragnienie nawrócenia czy zwrócenia się do Boga. Kiedy próbuję określić to pragnienie serca, widzę je w realiach pychy. Po prostu dążyłem do tego, by być lepszym od innych.
Zapragnąłem doświadczyć czegoś innego w swoim życiu, choć sam do końca nie wiedziałem czego. Przyszło mi na myśl wywoływanie duchów. Czemu ta myśl. Sam nie wiem.
Zapytałem się mojego kolegi ze szkoły – czy zna kogoś, kto wywołuje duchy. Potwierdził. I niemalże po paru dniach spotkaliśmy się z grupką osób aby rozpocząć seans. Było nas około sześciu osób.(…)
Przygotowaliśmy plansze, litery, cyfry, talerzyk i rozpoczęliśmy seans. Po chwili talerzyk zaczął się poruszać i w pierwszym momencie myśleliśmy, że Ruda nim kieruje, jednak kiedy podniosła rękę a talerzyk sam jeździł po stole wiedzieliśmy już, że nie jest to ludzka manipulacja.(…)
Następne spotkania przebiegały podobnie. Jednak po każdym z nich pojawiał się strach. Z seansu na seans był on coraz większy. Do tego stopnia, że nie mogłem sam zasnąć. Musiałem mieć zapalone światło i wciąż czułem przy sobie czyjąś obecność. Ten strach zniewalał mnie. Bałem się ciemności, przebywania samemu. Idąc do łazienki śpiewałem pieśni religijne aby w ten sposób zagłuszyć moje lęki. Pomimo tego kontynuowaliśmy spotkania.(…)
Po kilku spotkaniach. Talerzyk zaczął się przemieszczać po literkach i idealnie składać zdania. My zadawaliśmy mu pytania. A on odpowiadał. Np. Kim jesteś? A on na to: Duchem. Kto Cię przysłał? Jakie jest Twoje imię? ( Nie chcę wymieniać jego imienia)(…)
W pewnym momencie seansu odczuliśmy ogromny strach i przerażenie. Zrozumieliśmy, że przyszedł do nas zły duch. Zaczęliśmy się modlić, aby od nas odszedł. Po modlitwie postanowiliśmy wraz z Mariuszem i Magdą pojechać do księdza, którego znaliśmy z lekcji religii w szkole zawodowej. Był to ksiądz Mirosław. Wszyscy mieliśmy do niego zaufanie i otwartość. Wiedzieliśmy, że uczestniczy w modlitwach o uwolnienie duchowe. Jeszcze tego samego dnia znaleźliśmy się w Łowiczu.
Powiedzieliśmy księdzu, że wywoływaliśmy duchy. Opowiedzieliśmy o naszym strachu oraz, że przyszedł do nas duch o takim a takim imieniu. Wymówiliśmy jego imię. A ksiądz odpowiedział: ”O rany boskie, co wy żeście narobili.!” Pokazaliśmy księdzu zeszyt, w którym zapisywaliśmy całą rozmowę z duchem. Ksiądz się pytał przez którą z osób duch udzielał odpowiedzi a my na to, że kontaktował się przez talerzyk. Ksiądz trochę odetchnął.
Kapłan wziął od nas zeszyt. Dał nam obrazek Jezusa Miłosiernego z koronką do Miłosierdzia Bożego i powiedział abyśmy poszli do spowiedzi. Po kilku dniach uczyniłem to i kiedy odszedłem od konfesjonału poczułem, że jestem innym człowiekiem. Odczułem niesamowitą radość i to, że jestem kochany.(…)
Pragnę dodać, że pomimo oczyszczenia w sakramencie pokuty zło nie odstąpiło od razu. Konsekwencje dotknięcia się spirytyzmu ciągnęły się latami. Ja na przykład jeszcze wiele czasu po wywoływaniu duchów miałem momentami poczucie obecności przy mnie złego ducha. Jednak wiedziałem już że Jezus i Matka Boża strzegą mnie i że diabeł nie jest mi już wstanie nic zrobić.(…)
Poprosiłem księdza Mirosława aby pomodlił się nade mną jak tylko będzie w Warszawie. Tak też się stało. Pewnego razu przyjechał do mnie do domu. Po modlitwie powiedział do mnie słowa, które bardzo napełniły mnie radością i dały pewność, że jestem kochany i potrzebny Bogu. Ksiądz powiedział, że Matka Boża ma dla mnie jakiś plan. Nie wiedziałem, czego Maryja ode mnie oczekuje ale samo uświadomienie sobie, że jestem Jej potrzebny dawało mi niesamowitą radość i odczucie ogromnej wdzięczności. (…)
Przykład miłości, opieki i troski Maryi był tak przejmujący, że wiedziałem już, że chcę z Nią iść przez życie. To Ona zaczęła mnie zmieniać. Odkryłem, że to Jej poszukiwałem. To dzięki Matce Bożej poczułem niesamowitą miłość Bożą. Zacząłem codziennie chodzić do Kościoła. (…)
Jednak po jakimś czasie zacząłem odczuwać wielką pustkę i bezsens życia. Zacząłem więc szukać w książkach wielu mądrych i pokrzepiających myśli aby podnieść się na duchu. (…)
Te mądre myśli z różnych książek i wybrane cytaty z Pisma Świętego bardzo mi pomagały. Wracałem do nich w trudnych chwilach i do teraz niektóre z nich mam w pamięci i w sercu. Polecam wszystkim, którym jest ciężko na duszy aby pokrzepiali się w ten sposób.
Pewnego dnia poszedłem do kościoła, który znajduje się na placu Szembeka w Warszawie. Przed Mszą Świętą uklęknąłem przed figurką Matki Bożej i poprosiłem z głębi serca o pomoc. W myślach powiedziałem Maryi, że już nie daję rady. W ogóle nie odczuwałem Pana Boga, nie miałem żadnych emocji. Tylko pustka. Nie wiedziałem wtedy, że pomału muszę być oczyszczany z wiary zbudowanej na uczuciu. Sądziłem wtedy, że jeśli czuję wewnętrznie radość, entuzjazm, miłość to wszystko jest O.K. Nagle, kiedy tych odczuć zabrakło traciłem grunt pod nogami. Po Mszy Świętej podeszła do mnie pewna pani i stwierdziła, że Matka Boża powiedziała jej żeby porozmawiała ze mną. Byłem zadziwiony i szczęśliwy. Opowiedziałem nieznajomej o całym bólu, który mam w sercu oraz o tym, że niespełna godzinę wcześniej prosiłem Matkę Bożą o pomoc.
Pani Hania – bo tak miała na imię - opowiedziała mi o wspólnocie „Jezus żyje”, działającej przy kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie a także o pewnej miejscowości w Bośni i Hercegowinie słynącej z objawień Matki Bożej. Niesamowite jest to, że równo rok po tej rozmowie byłem w tym kraju a dokładnie w miasteczku Medziugorje o którym opowiadała pani Hania. (…)
W tak trudnym dla mnie czasie zapragnąłem zmienić siebie. Chciałem doświadczyć w sobie jakiejś przemiany. Jednak w tamtym momencie nie było to pragnienie nawrócenia czy zwrócenia się do Boga. Kiedy próbuję określić to pragnienie serca, widzę je w realiach pychy. Po prostu dążyłem do tego, by być lepszym od innych.
Zapragnąłem doświadczyć czegoś innego w swoim życiu, choć sam do końca nie wiedziałem czego. Przyszło mi na myśl wywoływanie duchów. Czemu ta myśl. Sam nie wiem.
Zapytałem się mojego kolegi ze szkoły – czy zna kogoś, kto wywołuje duchy. Potwierdził. I niemalże po paru dniach spotkaliśmy się z grupką osób aby rozpocząć seans. Było nas około sześciu osób.(…)
Przygotowaliśmy plansze, litery, cyfry, talerzyk i rozpoczęliśmy seans. Po chwili talerzyk zaczął się poruszać i w pierwszym momencie myśleliśmy, że Ruda nim kieruje, jednak kiedy podniosła rękę a talerzyk sam jeździł po stole wiedzieliśmy już, że nie jest to ludzka manipulacja.(…)
Następne spotkania przebiegały podobnie. Jednak po każdym z nich pojawiał się strach. Z seansu na seans był on coraz większy. Do tego stopnia, że nie mogłem sam zasnąć. Musiałem mieć zapalone światło i wciąż czułem przy sobie czyjąś obecność. Ten strach zniewalał mnie. Bałem się ciemności, przebywania samemu. Idąc do łazienki śpiewałem pieśni religijne aby w ten sposób zagłuszyć moje lęki. Pomimo tego kontynuowaliśmy spotkania.(…)
Po kilku spotkaniach. Talerzyk zaczął się przemieszczać po literkach i idealnie składać zdania. My zadawaliśmy mu pytania. A on odpowiadał. Np. Kim jesteś? A on na to: Duchem. Kto Cię przysłał? Jakie jest Twoje imię? ( Nie chcę wymieniać jego imienia)(…)
W pewnym momencie seansu odczuliśmy ogromny strach i przerażenie. Zrozumieliśmy, że przyszedł do nas zły duch. Zaczęliśmy się modlić, aby od nas odszedł. Po modlitwie postanowiliśmy wraz z Mariuszem i Magdą pojechać do księdza, którego znaliśmy z lekcji religii w szkole zawodowej. Był to ksiądz Mirosław. Wszyscy mieliśmy do niego zaufanie i otwartość. Wiedzieliśmy, że uczestniczy w modlitwach o uwolnienie duchowe. Jeszcze tego samego dnia znaleźliśmy się w Łowiczu.
Powiedzieliśmy księdzu, że wywoływaliśmy duchy. Opowiedzieliśmy o naszym strachu oraz, że przyszedł do nas duch o takim a takim imieniu. Wymówiliśmy jego imię. A ksiądz odpowiedział: ”O rany boskie, co wy żeście narobili.!” Pokazaliśmy księdzu zeszyt, w którym zapisywaliśmy całą rozmowę z duchem. Ksiądz się pytał przez którą z osób duch udzielał odpowiedzi a my na to, że kontaktował się przez talerzyk. Ksiądz trochę odetchnął.
Kapłan wziął od nas zeszyt. Dał nam obrazek Jezusa Miłosiernego z koronką do Miłosierdzia Bożego i powiedział abyśmy poszli do spowiedzi. Po kilku dniach uczyniłem to i kiedy odszedłem od konfesjonału poczułem, że jestem innym człowiekiem. Odczułem niesamowitą radość i to, że jestem kochany.(…)
Pragnę dodać, że pomimo oczyszczenia w sakramencie pokuty zło nie odstąpiło od razu. Konsekwencje dotknięcia się spirytyzmu ciągnęły się latami. Ja na przykład jeszcze wiele czasu po wywoływaniu duchów miałem momentami poczucie obecności przy mnie złego ducha. Jednak wiedziałem już że Jezus i Matka Boża strzegą mnie i że diabeł nie jest mi już wstanie nic zrobić.(…)
Poprosiłem księdza Mirosława aby pomodlił się nade mną jak tylko będzie w Warszawie. Tak też się stało. Pewnego razu przyjechał do mnie do domu. Po modlitwie powiedział do mnie słowa, które bardzo napełniły mnie radością i dały pewność, że jestem kochany i potrzebny Bogu. Ksiądz powiedział, że Matka Boża ma dla mnie jakiś plan. Nie wiedziałem, czego Maryja ode mnie oczekuje ale samo uświadomienie sobie, że jestem Jej potrzebny dawało mi niesamowitą radość i odczucie ogromnej wdzięczności. (…)
Przykład miłości, opieki i troski Maryi był tak przejmujący, że wiedziałem już, że chcę z Nią iść przez życie. To Ona zaczęła mnie zmieniać. Odkryłem, że to Jej poszukiwałem. To dzięki Matce Bożej poczułem niesamowitą miłość Bożą. Zacząłem codziennie chodzić do Kościoła. (…)
Jednak po jakimś czasie zacząłem odczuwać wielką pustkę i bezsens życia. Zacząłem więc szukać w książkach wielu mądrych i pokrzepiających myśli aby podnieść się na duchu. (…)
Te mądre myśli z różnych książek i wybrane cytaty z Pisma Świętego bardzo mi pomagały. Wracałem do nich w trudnych chwilach i do teraz niektóre z nich mam w pamięci i w sercu. Polecam wszystkim, którym jest ciężko na duszy aby pokrzepiali się w ten sposób.
Pewnego dnia poszedłem do kościoła, który znajduje się na placu Szembeka w Warszawie. Przed Mszą Świętą uklęknąłem przed figurką Matki Bożej i poprosiłem z głębi serca o pomoc. W myślach powiedziałem Maryi, że już nie daję rady. W ogóle nie odczuwałem Pana Boga, nie miałem żadnych emocji. Tylko pustka. Nie wiedziałem wtedy, że pomału muszę być oczyszczany z wiary zbudowanej na uczuciu. Sądziłem wtedy, że jeśli czuję wewnętrznie radość, entuzjazm, miłość to wszystko jest O.K. Nagle, kiedy tych odczuć zabrakło traciłem grunt pod nogami. Po Mszy Świętej podeszła do mnie pewna pani i stwierdziła, że Matka Boża powiedziała jej żeby porozmawiała ze mną. Byłem zadziwiony i szczęśliwy. Opowiedziałem nieznajomej o całym bólu, który mam w sercu oraz o tym, że niespełna godzinę wcześniej prosiłem Matkę Bożą o pomoc.
Pani Hania – bo tak miała na imię - opowiedziała mi o wspólnocie „Jezus żyje”, działającej przy kościele św. Stanisława Kostki w Warszawie a także o pewnej miejscowości w Bośni i Hercegowinie słynącej z objawień Matki Bożej. Niesamowite jest to, że równo rok po tej rozmowie byłem w tym kraju a dokładnie w miasteczku Medziugorje o którym opowiadała pani Hania. (…)
Wspólnota organizowała wyjazdy do Sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Oborach, w których odbywały się Wieczerniki. W czasie jednego z tych nabożeństw przyjąłem szkaplerz święty. A podczas długiej modlitwy z nałożeniem rąk odczułem niesamowitą miłość. Spytałem się ojca, który modlił się nade mną, dlaczego tak długo się modlił. Odpowiedział, że Matka Boża go o to prosiła. Powiedział także, że Maryja ma wobec mnie jakiś plan – było to dla mnie potwierdzenie słów ks. Mirosława.
Po przyjęciu szkaplerza świętego odczułem przeogromną opiekę Matki Bożej. Następnego dnia poszedłem do kościoła i po przyjęciu Komunii Świętej rozpłakałem się jak dziecko z radości. Nie potrafiłem opanować płaczu tylko szczęśliwy wypowiadałem słowo „mamusiu”.
Pewna zatroskana kobieta – widząc, że tak płaczę – podeszła do mnie i spytała się czy coś się stało z moją mamą. Z trudem odpowiedziałem, że „nie”, gdyż łzy nie pozwalały mi mówić.
„Gdybyście wiedzieli jak bardzo was kocham płakalibyście z radości.” Powyższe słowa stanowią fragment jednego z orędzi Matki Bożej z Medziugorja. Wydaje mi się, że opisują one stan mojego ducha w tamtej radosnej chwili. (…)
Po przyjęciu szkaplerza świętego odczułem przeogromną opiekę Matki Bożej. Następnego dnia poszedłem do kościoła i po przyjęciu Komunii Świętej rozpłakałem się jak dziecko z radości. Nie potrafiłem opanować płaczu tylko szczęśliwy wypowiadałem słowo „mamusiu”.
Pewna zatroskana kobieta – widząc, że tak płaczę – podeszła do mnie i spytała się czy coś się stało z moją mamą. Z trudem odpowiedziałem, że „nie”, gdyż łzy nie pozwalały mi mówić.
„Gdybyście wiedzieli jak bardzo was kocham płakalibyście z radości.” Powyższe słowa stanowią fragment jednego z orędzi Matki Bożej z Medziugorja. Wydaje mi się, że opisują one stan mojego ducha w tamtej radosnej chwili. (…)
PS Fragmenty świadectwa Piotra Zawadzkiego zawartego w książce pt.: „Serce Matki” *
* Jest to 90-cio stronnicowa pozycja, napisana w prostym języku. Umieściłem w niej świadectwo mojego życia – to jak spotkałem Jezusa i Maryję i jak to spotkanie odmieniło moje życie. Pragnę by ta Miłość obecna była zawsze w moim życiu i prowadziła mnie każdego dnia, pomimo trudów, przeciwności, i grzeszności. Polecam ją każdemu, zwłaszcza młodym ludziom, którzy zetknęli się w swoim życiu ze spirytyzmem, okultyzmem lub tym którzy nie widzą sensu życia, borykają się z problemami... zobacz więcej
Piotr Zawadzki