W roku 1996 moja żona wyjechała na pielgrzymkę do Medziugorje, ja nie pojechałem, bo nie chciałem. Po powrocie z niej powiedziała nam, tzn. mnie i dzieciom naszym, że gdyby chciała dać komuś coś najpiękniejszego, to ofiarowałaby mu pielgrzymkę do Medziugorje. Ja pomyślałem sobie „jest wrażliwą kobietą, lekko przesadza, przecież jest tyle pięknych miejsc na świecie”.
Przez te pięć lat modliła się i prosiła nas, byśmy pojechali, ale ani nam było myśleć o pielgrzymce. Nadszedł listopad 2001 roku, w tym to miesiącu miała się odbyć ostatnia tego roku pielgrzymka. Żona zarezerwowała mi miejsce. Powiedziała mi o tym fakcie później. Oświadczyłem jej, że nie pojadę, bo jest zimno i nie mam ochoty. Gdy zbliżał się wyjazd prosiła mnie, abym się zgodził i pojechał. W końcu dla świętego spokoju zgodziłem się, będąc przekonany, że pielgrzymka nie dojdzie do skutku ze względu na pogodę, jak i na małą ilość chętnych. Wyobraźcie sobie, że wbrew wszelkim moim przewidywaniom pielgrzymka doszła do skutku. Chcąc nie chcąc, z oporami, dnia 12.11.2001 roku rano, znalazłem się na parkingu przy kościele Matki Bożej Królowej Polski na Woli Justowskiej. Pomyślałem sobie „trudno, zapłacone to jadę na tę wycieczkę, zobaczę może coś ciekawego”. Po Mszy św. autobus ruszył w drogę. W czasie drogi czułem się trochę nieswojo, bo ja jechałem na wycieczkę, a inni na pielgrzymkę, więc modlili się i śpiewali. Jechaliśmy tak cały dzień i całą noc, zatrzymując się na postojach. Na następny dzień, po drodze, w jednym z kościołów, ksiądz odprawił Mszę Świętą i tak wczesnym popołudniem przyjechaliśmy do Medziugorje.
Rankiem 14.11.2001 roku wyjechaliśmy autokarem do Szerokiego Brzegu na spotkanie z ojcem Jozo Zovko – franciszkaninem, o którym wiedziałem, że opiekował się widzącymi dziećmi. W czasie tego spotkania ojciec Jozo mówił o dzieciach, o Matce Bożej i o Jej objawieniach. W końcowej części spotkania dał nam obrazek Matki Boskiej z Medziugorje, popatrzył na stojący krzyż i powiedział „oto Jezus daje wam Matkę, popatrz na Nią, zastanów się i powiedz sobie, czy chcesz mieć taką Matkę?. Jeśli tak, to przytul Ją do serca swojego.”
Kiedy popatrzyłem na obrazek Matki Bożej coś we mnie pękło, bardzo mnie zabolało w klatce piersiowej, pomyślałem sobie:
„Zawał- jeszcze tylko to mi było potrzebne”. Po chwili ból ustąpił, jakby go nie było, a z oczu polały się potoki łez. Wśród tłumu pielgrzymów zostałem sam ze swoją Matką, a Ona w moim sercu na zawsze. Tak Pan Jezus z krzyża przez usta o. Jozo dał mi Matkę Swoją, bym Ją kochał i wziął Ją do siebie, ofiarował Jej wszystko, swoje smutki i radości i modlił się o pomoc do Niej. Od tej chwili przestałem być na wycieczce, a byłem na pielgrzymce. Następny dzień a był to czwartek 15.11.2001, po odwiedzeniu innych miejsc w Medziugorje, wieczorem udałem się z innymi do kościoła św. Jakuba na różaniec i Mszę Świętą, po której było wystawienie Najświętszego Sakramentu.
W czasie wystawienia bardzo głęboko się modliłem, prosząc Matkę o pomoc w modlitwie (nigdy wcześniej tak się nie modliłem). Modlitwa ta była największą spowiedzią mojego życia. W czasie tej modlitwy coś się stało (nie wiem co), kiedy spojrzałem na Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie poczułem taką Jego bliskość, jakby był na wyciągnięcie ręki. Zobaczyłem wspaniałą jasność bijącą od Hostii – miłą i dobrą – trudno opisać. Po chwili usłyszałem słowa: „Jestem z Tobą” – ogromna radość wypełniła moje serce, że to Pan Jezus wysłuchał mojej modlitwy. Przebaczył mi i uwolnił mnie od ciężaru win, jakie miałem w sobie. Obdarzył mnie Swoją miłością, nie muszę się bać, bo On jest ze mną. Kiedy wróciłem do hotelu – pomyślałem - muszę Panu Bogu podziękować za ogromną łaskę, jaką otrzymałem - pomodlę się przed snem”. Przeżegnałem się i mówię: „Wierzę w Boga Ojca i Syna i Ducha…”
Stop – nie mogłem dalej nic powiedzieć, ani wykrztusić z siebie żadnego słowa. Przeląkłem się i niczym pozbierałem myśli posłyszałem ten sam głos, co w kościele – „ Czy na pewno wierzysz w to co mówisz?” Musiałem odpowiedzieć na to pytanie, ale odpowiedź była jedna – tak wierzę. Nie wiem jak i o której zasnąłem, nie wiem, ile spałem. Wiem, że było ciemno, kiedy obudziło mnie następne pytanie – ten sam głos pytał, czy tak samo kocham moich najbliższych, jak psy, które mam w domu… Jak widzicie, bardzo trudne pytania, tylko Pan wie, o co nas pytać. Na to pytanie też musiałem dać odpowiedź – czym dla mnie są moja żona, moje dzieci i bliskie mi osoby, czym dla mnie jest każdy człowiek. Bóg jest w każdym z nas – może Go tylko nie widzimy, może Go nie słyszymy. Ja Go widziałem i słyszałem. Dziękuję mu za to, że otworzył moje oczy i uszy. Stała się rzecz niezwykła, zostałem zmieniony, jestem inny.
Te dwa momenty tak mnie zmieniły, że sam siebie nie mogę poznać. Stałem się innym człowiekiem, zmienił się świat moich wartości. Spotkanie i modlitwa z Marią Pavlović i przyjście Matki Najświętszej w tym czasie, wypełniły mnie ogromną radością tak, jak i otrzymane błogosławieństwo.
Dalej jestem na pielgrzymce, a spotkanie z Panem Jezusem w codziennej Mszy Świętej jest najdoskonalszą modlitwą – czymś, czego sobie nie wyobrażam, by mogło tego nie być.
To jest moje świadectwo, o tym czego doświadczyłem – miłości i dobroci Jezusa Chrystusa i Matki Najświętszej.
Bronisław, Kraków