poniedziałek, 31 sierpnia 2009

28 sierpnia 2009 - orędzie przekazane przez Ivana (Medziugorje)


Ivan po objawieniu powiedział: Tej nocy, najważniejszą rzeczą ze spotkania z Matką Bożą jest to, że Matka Boża przyszła radosna i szczęśliwa i na początku, jak zawsze, pozdrowiła wszystkich nas Swoim matczynym błogosławieństwem: „Niech będzie pochwalony Jezus, moje drogie dzieci, moje małe dzieci. Wtedy, z wyciągniętymi przez chwilę rękami, modliła się tutaj nad nami i wtedy modliła się za obecnych chorych. Pobłogosławiła nas wszystkich wtedy Swoim matczynym błogosławieństwem i wtedy pobłogosławiła wszystkie przedmioty, jakie przynieśliście do błogosławieństwa. Potem powiedziała:

"Drogie dzieci, także dzisiaj, wzywam was w szczególny sposób: przyjmijcie moje orędzia, odnówcie moje orędzia. Drogie dzieci, dzisiaj, bardziej niż kiedykolwiek, potrzebuje waszych dzieł, a nie waszych słów. Dlatego, drogie dzieci, żyjcie moimi orędziami, aby światło mogło oświecać wasze serca i wypełniać wasze serca. Drogie dzieci, wiedzcie, że Matka modli się z wami. Dziękuje wam, także dzisiaj, drogie dzieci, że przyjęłyście moje orędzia, i że żyjecie moimi orędziami. Módlcie się [abyście były] moim znakiem."

Wtedy modliłem się Ojcze Nasz i Chwała Ojcu z Matką Bożą. Poleciłem wtedy wszystkich was, wasze potrzeby, wasze intencje i wasze rodziny i szczególnie chorych. Wtedy Matka Boża odeszła, w modlitwie, w oświetlonym Znaku Krzyża z pozdrowieniem: „Idźcie w pokoju moje drogie dzieci”.
(Orędzie przekazał Ivan Dragićević - Ivan do dnia dzisiejszego codziennie ma objawienia Matki Bożej)
źródło: Jerzy

wtorek, 25 sierpnia 2009

Orędzie Matki Bożej z 25 sierpnia 2009 r.


Orędzie, 25 sierpnia 2009 r. (Medziugorje)
„Drogie dzieci! Dzisiaj ponownie wzywam was do nawrócenia. Dziatki, nie jesteście wystarczająco święci i nie emanujecie świętością wobec innych, dlatego módlcie się, módlcie się, módlcie się i pracujcie nad osobistym nawróceniem, abyście byli znakiem miłości Bożej dla innych. Jestem z wami i prowadzę was ku wieczności, której powinno pragnąć każde serce. Dziękuję wam, że odpowiedzieliście na moje wezwanie.”

piątek, 14 sierpnia 2009

"Bądźcie dumni, że jesteście Polakami!"

ks. Piotr Natanek


Za czasów króla Zygmunta III Wazy żył w Neapolu sławny ze swej świętości jezuita, o. Juliusz Mancinelli. Odznaczał się szczególnym nabożeństwem do Niepokalanej i świętych po­lskich. 14 sierpnia 1608 r. w wigilię Wniebo­wzięcia Najświętszej Maryi Panny, ukazała mu się Maryja z Dzieciątkiem Jezus. U jej stóp klęczał św. Stanisław Kostka, O. Juliusz nigdy nie widział Matki Bożej w tak wielkim maje­stacie. Pragnął pozdrowić Ją takim tytułem, jakim jeszcze nikt Jej nie uczcił. Wtedy Maryja powiedziała: Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie. W krótkim czasie potem, za pozwoleniem swych przełożo­nych, którzy objawienie to zbadali, o. Mancinelii przekazał tę radosną wiadomość ks. Piot­rowi Skardze i jezuitom w Polsce. Oni z kolei donieśli o tym królowi.O. Juliusz miał już 72 lata, kiedy objawiła mu się Matka Boża, lecz pomimo swego pode­szłego wieku postanowił odwiedzić ten kraj, który Maryja szczególnie umiłowała. Wybrał się więc piechotą do Polski. 8 maja 1610 r. doszedł do Krakowa, gdzie był entuzjastycznie witany przez króla i wszystkie stany. Swoje pierwsze kroki skierował do Katedry Wawelskiej. Tutaj ponownie ukazała mu się Maryja w wielkim majestacie i powiedziała: Ja jestem Królową Polski. Jestem Matką Tego Narodu, który jest mi bardzo drogi więc wstawiaj się do Mnie za nim i o pomyślność tej ziemi błagaj Mnie nieustannie, a Ja będę ci zawsze, tak jak teraz miłosierną.Na pamiątkę tego wydarzenia mieszkańcy Krakowa umieścili na wieży kościoła Mariac­kiego koronę. Kiedy w 1655 roku w granice Polski wdarli się Szwedzi, a opuszczony król musiał uciekać poza granice kraju, zrozpaczeni biskupi pisali do papieża: „Zginęliśmy, jeśli Bóg nie zlituje się nad nami". Wtedy Ojciec Święty Aleksander VII, powołując się na objawienie o. Juliusza Mancinelli odpowiedział: „Nie, Mary­ja was uratuje, to Polski Pani. Jej się poświęć­cie. Jej oficjalnie ofiarujcie. Ją Królową ogłoś­cie, przecież sama tego chciała". Król Jan Kazimierz, stosując się do rady papieża, 1 kwie­tnia 1656 r. złożył uroczysty ślub, ogłaszając Maryję Królową Polski.Od tej chwili Matka Boża wzięła losy naszego narodu w Swoje dłonie. Ocaliła Polskę nie tylko od potopu szwedzkiego, lecz wiele razy okazy­wała nam Swoją potęgę i miłosierdzie. Nunc­jusz apostolski Pignatelli, późniejszy papież Innocenty XII powiedział do hetmana Stani­sława Jabłonowskiego: „Szczęśliwe narody, które mają taką historię, jak Polska, szczęśliw­szego od was nie widzę państwa, gdyż wam jedynym zechciała być Królową Maryja, a to jest zaszczyt nad zaszczyty i szczęście niewymow­ne; obyście to tylko zrozumieli sami".

niedziela, 9 sierpnia 2009

Notatki z Medjugorje

Tę uczącą pokory noc na morzu pomiędzy Anconą a Splitem będą pamiętać wszyscy pielgrzymi do końca życia. Zarówno rzymianie z parafii Grzegorza VII, jak i Polacy. Bo taki sztorm na Adriatyku zdarza się raz w roku. 8 w skali Bouforta. Kapitan statku i ksiądz są jednomyślni: widać „zły” nie mógł ścierpieć, że podróżuje z nami obraz Matki Bożej Wniebowziętej poświęcony przez Benedykta XVI, omodlony przez dziesiątki tysięcy ludzi w Polsce, Włoszech, Austrii, Bośni… W Niegowici przed oryginałem tego wizerunku modlił się ks. Karol Wojtyła.

Vicka opowiada pielgrzymom o swoich spotkaniach z Matką Bożą. Obok ks. Jarosław Cielecki. FOT. BARBARA ROTTER–STANKIEWICZ

Obraz był w Medjugorie już latem ubiegłego roku. Również wtedy towarzyszyli mu Włosi, którym przewodniczył ks. Jarosław Cielecki. Teraz do maryjnego sanktuarium w Bośni wybrała się inna grupa. Podróż z Rzymu na wybrzeże przebiegła bez żadnych zakłóceń, wieczorem, w dobrych nastrojach, wszyscy wsiedli na prom. Po kolacji – wspólny różaniec i lekki niepokój. Za oknem zaczynają się przewalać ogromne fale –w świetle reflektorów statku widać, jak zielona, spieniona woda wznosi się i opada. Jeszcze wszyscy trzymają się na nogach. Godzinę później, pomiędzy trzeszczącymi ścianami kajut, marzą już tylko, żeby „to” się skończyło. Doczekaliśmy. Strugi deszczu i wicher na lądzie są już drobiazgiem. Kilka godzin jazdy we mgle po krętych, górzystych drogach, nikogo już nie niepokoi.

Miasteczko

Trochę jak Wadowice, trochę jak Myślenice. Tyle że mniejsze, a dookoła inne góry. Wyższe, surowe, szarobrunatne o tej porze roku, choć z dnia na dzień przybywa zieleni. Jedna główna ulica, wyznaczona sklepikami z pamiątkami. Tysiące figurek Madonny. Różnej wielkości, różnych kolorów. Białe, biało–niebieskie, biało–szare. Medaliki, obrazki, kubeczki, podkoszulki i poduszeczki z wizerunkami Matki Bożej. Ktoś wymyślił nawet szklaną popielniczkę z Jej twarzą i kubek z Ukrzyżowanym. Jednak królują różańce. Gdyby je zliczyć – chyba dziesiątki tysięcy – małych, dużych, z plastikowych koralików, metalowych albo drewnianych ziarenek. Tradycyjne, długie, do odmawiania pięciu tajemnic, małe – jak bransoletki i jeszcze mniejsze, które nałożyć można na palec. Jak we wszystkich maryjnych sanktuariach. Ale w Medjugorie są jeszcze różańce kamienne. A to zwiastun tego, co naprawdę tu ważne.

Kościół

Charakterystyczne, kwadratowe wieże z jasnego kamienia strzegą głównej nawy. Surowe, białe, na tle szarego, rozdeszczonego nieba. Takich kościołów jest wiele. To nie jest architektura sakralna, która zmuszałaby do zainteresowania. Świątynia pw. św. Jakuba, której budowa zaczęła się krótko po II wojnie światowej, poświęcona została dopiero w roku 1969. Wnętrze też nie urzeka wyjątkowym pięknem. Surowe, prawie puste. Tylko przy bocznym ołtarzu, po prawej stronie, zawsze ktoś się modli. Jedni odchodzą, drudzy klękają na ich miejscu. Powierzają swoje sprawy Maryi, której postać wydobywa z mroku światło reflektorków. Przyjazny mrok panuje tutaj także podczas wieczornych adoracji Najświętszego Sakramentu, kiedy kościół pełen jest ludzi, chociaż do pełni pielgrzymkowego sezonu jeszcze daleko. Modlitwę, po chorwacku, włosku, angielsku, polsku, francusku i niemiecku, prowadzi młodzież. Dołączają do nich inni, śpiewając w różnych językach ten sam tekst, wyświetlany na ekranie. Muzyki tłumaczyć nie trzeba…

Święte miejsca

Pielgrzymów widać w sklepikach, wokół świątyni, w ogrodzie różańcowym i przy posągu Ukrzyżowanego. Przychodzą tu nie tylko, by się modlić, ale zobaczyć dziwne zjawisko. Z figury, na wysokości Jezusowego kolana, nieustannie wydobywa się woda. Ze smukłej metalowej rzeźby powoli wypływają krople. Bez względu na pogodę, porę dnia czy nocy. Ludzie nie pozwalają jej spłynąć. Podchodzą, wyciągają ręce, by dotknąć wody w miejscu, gdzie się pojawia. Robią znak krzyża, nasączają chusteczki, modlą się, fotografują zjawisko, siebie na tle rozpiętego między niebem a ziemią Chrystusa i odchodzą. Idą pod inny krucyfiks, zapalają świece, przechodzą pod figurę Maryi… Kolejność jest różna, ale te miejsca w Medjugorie odwiedza każdy, nawet najbardziej utrudzony lub chory pielgrzym. Dla innych celem wędrówki jest Kriżewac, na szczycie którego w 1934 roku zbudowano betonowy krzyż. Na tę drogę decydują się najwytrwalsi To 3 – 4 godziny połączonej z wędrówką modlitwy.

Kamienie

Jej przedsmakiem jest wyjście na Crnicę, Górę Objawień, gdzie Madonna ukazała się po raz pierwszy. Tam, przezornie zaopatrzeni w solidne laski, wybierają się wszyscy z włosko–polskiej pielgrzymki. Przestaję się temu dziwić, gdy stajemy u stóp góry. Kamienie, kamienie, kamienie… Duże, mniejsze. Ostre i śliskie. Próżno tu szukać ścieżki wiodącej do kolejnych tablic z tajemnicami różańca. Szlak można rozpoznać ewentualnie po lampach, które oświetlają trasę wieczorem, ale to tylko symboliczna droga. Każdy szuka tu swojej. Jednym bardziej pasuje pokonywanie głazów, bo z każdym krokiem drogi ubywa. Inni omijają wielkie kamienie, nadkładają metrów i zbliżają się do celu drobnymi kroczkami. Młodzi biegną, starsi odpoczywają, szukając oparcia w skałach, chwytając mizerne drzewka od czasu do czasu wyrastające z kamienistej ziemi. Idzie się stromo pod górę, jakby łożyskiem górskiego potoku. Ziemia prześwituje chyba tylko tam, gdzie pielgrzymi wyzbierali kamyki, by zabrać je ze sobą na pamiątkę. Chce ją mieć prawie każdy. Gdy zaprawieni we wspinaczkach modlą się przy kolejnej różańcowej stacji, mniej sprawni ich doganiają. Zanim zdążą złapać oddech, najsilniejsi znów są już w drodze. Chyba, że jak – 13–letnia Polka, Patrycja, pomagają innym. Wtedy uchodzą za anioły…

Miejscem, w którym spotykają się wszyscy, jest niewielki placyk, na którym stoi figura Madonny, ustawiona tam w 20. rocznicę objawień. Spogląda razem z nimi na Medjugorie i panoramę okolicy. Wieczorny wiatr monotonnie porusza różańcem, który ktoś zawiesił na Jej dłoni. Tu, pośród głazów i krzyży, jest czas na modlitwę, zadumę i odpoczynek. Ludzie klęczą, stoją i siedzą. Cisza. Głośno słychać tylko słowa różańca.

Droga w dół wymaga jeszcze więcej uwagi niż pokonywanie stromizny w górę. Jedna z Włoszek upada, ale dzielnie podnosi się z kamieni i idzie dalej. Tak samo jak wcześniej niepełnosprawna kobieta prowadzona przez matkę. Gdyby upadła na zwykłej drodze, pewnie tak szybko by nie wstała. Schodzimy w dół. Lepiej nie patrzyć przed siebie, tylko krok po kroczku stawiać tak, jak by miał być to ostatni. W końcu staję na normalnym gruncie i patrzę na tych, którzy dopiero mają zacząć wędrówkę po ostrych, śliskich i zimnych kamieniach. Dwie kobiety są gotowe do drogi. Jedna zdejmuje buty... Jak można iść boso po takiej drodze?

– Można, to tak, jak by pozbyć się balastu – opowiada

Beata, która kilka miesięcy temu zaryzykowała i zachęcona przykładem innych postanowiła bez butów pokonać drogę.

– Nie czułam, że idę po kamieniach. Żadnych skaleczeń, żadnych siniaków…

Nie mam powodu jej nie wierzyć. Tak samo, jak księdzu Jarosławowi, który opowiada jak dwie niepozorne dziewczyny same i bez wysiłku wyniosły ważący kilkanaście kilogramów obraz niego niegowickiej Madonny na Kriżevac.

Vicka

Co sprawia, że do Medjugorje przybywa co roku ponad milion pielgrzymów z całego świata? Nie ma tu ani świętej budowli, ani słynącego łaskami obrazu. Ale od 28 lat trwają objawienia. Matka Boża, nazywając siebie Królową Pokoju, powtarza wciąż to samo: aby zapanował pokój, ludzie muszą się nawrócić, modlić, zwłaszcza na różańcu, pościć, spowiadać się raz w miesiącu, przyjmować Komunię Świętą... Kilka prostych warunków, naturalnych do zaakceptowania przez chrześcijan. Jest i dziesięć tajemnic przekazywanych przez Matkę Bożą. Troje spośród szóstki wizjonerów poznało już wszystkie. Oni widują Maryję tylko raz w roku. Dziewięć tajemnic zna Ivan Dragićević, Marija Pavlović – Lunetti, za pośrednictwem której 25 dnia każdego miesiąca Matka Boża przekazuje orędzie dla świata, i Vicka Ivanković – Mijatović. Z nimi Matka Boża spotyka się codziennie, zawsze o tej samej porze.

Vicka – mała, krucha i nieustannie uśmiechnięta. Opowiada o swoich spotkaniach z Maryją, jak o czymś naturalnym. Mówi po włosku, a gdy brakuje jej słów – po chorwacku. Tłumaczka przekłada jej słowa na angielski, bo w kameralnym spotkaniu w niewielkim kościółku jest też grupa Amerykanów. Vicka wspomina o pierwszym spotkaniu z Piękną Panią, której się przestraszyli i o tym, jak dzisiaj odczuwa kontakt z Najświętszą Marią Panną, która nie jest dla niej zjawą, lecz konkretną osobą. Może jej dotknąć, przytulić się do niej, zadać pytanie. Najczęściej przychodzi w szarej sukni z białym welonem, ale w maryjne święta ma inne szaty, np., czerwoną suknię. Raz w roku, w Boże Narodzenie, pojawia się z Dzieciątkiem na ręku.

– Zapytałam kiedyś Maryję – opowiada Vicka: – Dlaczego jesteś taka piękna? – Bo dobro jest piękne… – odpowiedziała.

Vicka śmieje się, żywo gestykuluje, emanuje z niej radość. A na zakończenie spotkania modli się, trzymając dłonie na głowie każdej z osób. Na pożegnanie – pocałunek i znów uśmiech.

Z pomocą

Uśmiechów tu nie brakuje, chociaż to pewien paradoks. Przetaczające się walki ominęły wprawdzie samą miejscowość, jednak tysiące ludzi pozbawiły domów i rodzin. Pomagają im m.in. księża i zakonnice. W Medjugorie powstał franciszkański ośrodek wspierający uchodźców. Nastawiony jest głównie na pomoc najmłodszemu pokoleniu, bo starszym, z pustką w oczach, wiele już pomóc nie można. Wśród wolontariuszy – Polka, która przyjechała z Włoch, gdzie pracuje. A ponieważ ma kilka miesięcy urlopu, postanowiła wykorzystać je w ten sposób. Inna, przypadkowo spotkana Polka, zaangażowana jest z kolei w ruch obrony życia.

Koło Medjugorie znajduje się Centrum Jana Pawła II. W sierocińcu siostry zajmują się kilkudziesięcioma maluchami, które pozostaną pod ich opieką aż do momentu, gdy staną się całkiem samodzielnymi młodymi ludźmi. Na normalne dzieciństwo nie mają szans – zagraniczne adopcje nie wchodzą w rachubę, a w kraju zniszczonym wojną nikt nie kwapi się, by brać na wychowanie cudze dzieci.

Odwiedzamy także ośrodek, w którym młodzi ludzie z różnych stron świata pracują nad upowszechnianiem wiedzy o Medjugorie, wydają publikacje na temat przesłania Maryi, mówią o uzdrowieniach i niezwykłych zjawiskach, jakich doświadczają tu pielgrzymi.

Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. Bo największe dobro, które dzieje się w Medjugorie, jest niewidoczne. Przecież nikt jeszcze nie widział ludzkiej duszy.

35 mln. Do tej pory Kościół katolicki nie zajął oficialnego stanowiska wobec zjawisk w Medziugorje. Może je wyrazić po szczegółowym zbadaniu, a zbadać po zakończeniu objawień, które jednak nadal trwają. Co roku do Medjugorje przybywa ponad milion pielgrzymów - w pierwszych latach po objawieniu było ich jeszcze więcej. Oblicza się, że od początku odwiedziło to miejsce 35 mln. ludzi.

Barbara Rotter – Stankiewicz


Źródło: Dziennik Polski

PS. Artykuł jest umieszczony za zgodą autorki

Bardzo Pani dziękuję

wtorek, 4 sierpnia 2009

Księża specjalnej troski



Marcin Jakimowicz

Siedmiu na jednego? Ładnie to tak? Ładnie. Siedem osób w Margaretce otacza księdza modlitwa nawet po jego śmierci. Siostry w Rybnie padają na kolana w sytuacjach podbramkowych, a najpopularniejsi święci XXI wieku wołają: Koniecznie módlcie się za kapłanów!


Proszę was, módlcie się za mnie za życia i po mojej śmierci – prosił w Kalwarii Zebrzydowskiej Jan Paweł II. Wielu zdziwiły te słowa. To kapłan – w ocenie Polaków – jest specem od modlitwy. Zakorzenieni w Kościele wiedzą jednak, jak bardzo księża potrzebują naszej modlitwy. „Bóg wybrał właśnie to, co głupie w oczach świata, aby zawstydzić mędrców, wybrał to, co niemocne, aby mocnych poniżyć” – nauczał Koryntian św. Paweł. Mówi się nawet: Mamy takich kapłanów, jakich sobie wymodliliśmy. Znany rekolekcyjny „guru” o. Jozo Zovko prosi ludzi przyjeżdżających na rekolekcje do Szirokiego Briegu w Hercegowinie: –
Proszę was jak brat, jak na spowiedzi. Módlcie się za nas, kapłanów, każdego dnia, ponieważ jesteśmy słabi. Bez waszej pomocy nie możemy wam skutecznie głosić Ewangelii. O modlitwę za kapłanów prosił także papież Benedykt XVI, ogłaszając Rok Kapłański.
Wali się!
Mniszka usiadła na łóżku. Nie mogła zasnąć. Zbyt wiele zdarzyło się ostatniego wieczora. Od lat jej zgromadzenie modliło się za kapłanów przeżywających potężne duchowe zawirowania. Wczoraj przyjechał jeden z nich. – Rzucam kapłaństwo – wypalił na dzień dobry. Przyjazd do sióstr w Rybnie był dla niego ostatnią deską ratunku. – Proszę wejść do naszej kaplicy – zaproponowały mniszki. Same zaczęły szturm do nieba. To nie była sielska-anielska modlitwa. To była walka na śmierć i życie. Nagle zerwał się potężny wiatr. Uderzył z taką mocą, że stojąca przy klasztorze stodoła zatrzeszczała i runęła na dom mniszek. Zakonnice wybiegły na zewnątrz. Okazało się, że stodoła nie uszkodziła klasztoru, ale zatrzymała się tuż przy… figurze św. Józefa. Przełożona zgromadzenia wystraszyła się na dobre. Nie mogła zasnąć. Nad ranem usiadła na łóżku zmęczona. Wzięła głęboki oddech: „A niech tam. Niech się to wszystko zawali – pomyślała. – Czy to jest moja własność?”. Niespodziewanie jej serce ogarnął wielki pokój. Poczuła się wolna. To nie pobożna opowieść ludowa. To prawdziwa historia. – Zauważyłyśmy, że nikt nie odchodzi stąd bez Jego interwencji. To nie nasza zasługa – opowiada s. Gertruda, przełożona wspólnoty. – My parzymy herbatę. A herbata jeszcze nikogo nie uratowała. Skoro Bóg posłużył się osiołkiem, to dlaczego nie miałby posłużyć się nami? Siostry do głębi przejęły się zapisem „Dzienniczka”: „Mniszka ma stawać pomiędzy niebem a ziemią i błagać nieustannie Boga o miłosierdzie dla świata i moc dla kapłanów, aby ich słowa próżno nie przebrzmiewały i by mogli się sami utrzymać w tej niepojętej godności – a tak narażeni – bez żadnej skazy”.

Stają między niebem a ziemią.

– Może dlatego zły duch bardzo często demonstracyjnie ujawnia w naszej kaplicy swą nienawiść do kapłanów? – zastanawia się siostra w czerwonym welonie. Malutkie, skromne ściany starej plebanii słyszały już niejedno. – Pamiętam, jak kiedyś demon zaczął krzyczeć: Nienawidzę kapłanów, bo jesteście tak bardzo podobni do Niego! (mówił o Jezusie) – wspomina. – Innym razem, przyparty do muru, wołał: Macie potężny arsenał. Jaki? – pytał kapłan. Demon nie chciał odpowiedzieć. – O jakiej broni mówisz? – pytał dalej egzorcysta. Zły duch wskazał na dłonie. Namaszczone przez Ducha. Rybno jest dla wielu księży ostatnią deską ratunku. – Wielu z nich przeżywa tu odrodzenie swego kapłaństwa. Dlaczego modlitwa za kapłanów jest charyzmatem naszego zgromadzenia? Bo prosił o nią sam Jezus w „Dzienniczku” – opowiada s. Gertruda. – Modlimy się nie tylko za poszczególnych księży „na granicy”, ale za wszystkich kapłanów. Do zainicjowanego w Rybnie Kręgu Miłosierdzia zapisało się już… 120 księży! Mamy mocne doświadczenie: modlitwa mnoży się przez dzielenie. Im więcej intencji, tym modlitwa wybucha silniejszym strumieniem. Wieść o Kręgu Miłosierdzia dotarła niedawno na Białoruś. Powstała tam wspólnota 50 ludzi, którzy całe swe życie ofiarowali za kapłanów. Do Kręgu Miłosierdzia z dnia na dzień zapisuje się coraz więcej osób. Zobowiązują się każdego dnia odmawiać modlitwę św. Faustyny za kapłanów...

Osaczony przez margaretki

Siedem listków to siedem osób, które otaczają księdza swą modlitwą. A w samym centrum kwiatka wpisuje się imię i nazwisko kapłana – uśmiecha się promiennie Barbara Jaworska z Katowic. Należy do popularnych margaretek. Modlą się za księży nie tylko za ich życia, ale i po śmierci. Margaretkę mogą tworzyć pojedyncze osoby lub rodziny. Ważne jest, aby w każdy dzień tygodnia ktoś modlił się za konkretnego kapłana. Można wybrać dowolną formę modlitwy. Zazwyczaj jest to cytowana już w tekście modlitwa za kapłanów św. s. Faustyny, Koronka do Miłosierdzia Bożego lub Koronka medjugorska (czyli „Credo”, 7 razy „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo” i „Chwała Ojcu”). Ta sama osoba może należeć do wielu margaretek, na przykład modlić się za siedmiu kapłanów – za każdego innego dnia. Barbara Jaworska ma aż dziesięciu „podopiecznych”. Czy oni sami o tym wiedzą? Niektórzy tak. – Reagowali bardzo entuzjastycznie, słysząc o tym, że ktoś pomodli się za nich nawet po śmierci, a niektórzy, zwłaszcza kapłani przeżywający wielkie życiowe zawirowania, nie mają o tym zielonego pojęcia. Nazwa ruchu pochodzi od imienia Kanadyjki Margaret O’Donnell. Gdy u trzynastolatki w sierpniu 1951 roku wykryto chorobę Heinego-Medina, początkowo zawalił jej się świat. Po trzech miesiącach leczenia była całkowicie sparaliżowana i mogła poruszać jedynie głową. Margaret szybko zrozumiała, że ta choroba jest jej powołaniem i zaczęła poświęcać swe cierpienie, modląc się za parafię i proboszcza. Do jej pokoiku zaczęły szturmować coraz większe tłumy. Z każdym dniem zwiększała się liczba księży proszących o modlitwę. Margaret zmarła w Wielki Piątek, w wieku 40 lat, po 27 latach modlitwy w całkowitym bezruchu.























Poruszona jej opowieściami prof. Louise Ward, założyła 1 sierpnia 1981 r. Ruch Margaretek. Nazwa (z francuskiego marguerite) oznacza polny kwiatek. Ruch rozwinął się dzięki franciszkańskiemu duszpasterstwu w Medjugorie. – Pewnego dnia przybyła pielgrzymka z Kanady – wspomina wzięty rekolekcjonista o. Jozo Zovko. – Prof. Louise Ward poruszona nauką o kapłaństwie i orędziami Matki Bożej utworzyła za mnie pierwszą Margaretkę. W centrum kwiatka wpisała moje imię. Wtedy grupa złożyła przed Bogiem przysięgę, że będzie się modlić za mnie przez całe swe życie! Teraz czuję się jak mała rybka w wodzie. Codziennie Kościół modli się za mnie! – cieszy się pierwszy „osaczony” przez siódemkę kapłan świata.
fragment artykułu z numeru 31/2009 02-08-2009"Gościa Niedzielnego"

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Jak ja chciałbym teraz tam być ;)

Drugi dzień ”Festiwalu Młodych”(2 sierpnia 2009 r.)_
Mszę świętą współkoncelebrowało 550 księży

Orędzie Matki Bożej przekazane Mirjanie 2 sierpnia 2009 r.




"Drogie dzieci! Przychodzę, by macierzyńską miłością wskazać wam drogę, którą powinniście pójść, abyście byli coraz bardziej podobni do mego Syna, a przez to bliżsi i milsi Bogu. Nie odrzucajcie mojej miłości. Nie wyrzekajcie się zbawienia i życia wiecznego z powodu przemijania i marności tego życia. Jestem między wami, by was prowadzić i upominać jako matka. Pójdźcie ze mną!"

niedziela, 2 sierpnia 2009

Przekaz na żywo z Medziugorje:




(do otwarcia potrzebny jest program Winamp)
więcej: Medziugorje

Maryja nie czyni niczego nadzwyczajnego, Ona sama jest nadzwyczajna.

Wywiad z ks. prałatem Leo Maasburgiem, krajowym dyrektorem Papieskich Dzieł Misyjnych „Missio” w Austrii Ks. prałat Leo Maasburg, krajowy dyrektor Papieskich Dzieł Misyjnych „Missio” w Austrii, przebywał w Medziugorju w kwietniu 2009 r. Przez wiele lat towarzyszył on Matce Teresie w jej podróżach, a także podczas otwierania nowych domów na różnych kontynentach. Głosił rekolekcje dla wszystkich sióstr na całym świecie. Kiedy Matka Teresa otworzyła swoje pierwsze domy w Moskwie i Armenii w 1988 roku Ojciec Leon był przez kilka miesięcy przewodnikiem duchowym sióstr, a tym samym był wówczas pierwszym „oficjalnym” księdzem katolickim w ZSRR. Następnie wraz z włoskim biznesmenem uruchomił największą w świecie Katolicką Rodzinę Radiową „Radia Maria”, które jest dzisiaj obecne na wszystkich kontynentach. W kontekście beatyfikacji Matki Teresy był jedynym członkiem zespołu, który nie był jednocześnie członkiem Zgromadzenia Matki Teresy.

Ksiądz Prałat znał Matkę Teresę i towarzyszył jej w podróżach. Czy mógłby nam Ksiądz powiedzieć coś na ten temat?
Matka Teresa była osobą bardzo cierpliwą. Widzę teraz, po wielu latach, jak wielki wpływ miała ona na moje życie. Poza moim życiem i kapłaństwem moja znajomość z nią była na pewno trzecią z największych łask, jakie otrzymałem w moim życiu.

Matka Teresa była już za życia uważana za świętą. Czy jej droga do świętości była trudną?

Myślę, że była to bardzo trudna droga. Nie wierzę, że przeszła zwykłą drogę do świętości. Wierzę, że jest ona świętą nowego tysiąclecia i wierzę, że nie pojęliśmy jeszcze głębi jej świętości i wielkości łaski, którą Pan Bóg dał nam przez nią. Zupełnie nieznaną była jej ogromna bliskość z Chrystusem, której doświadczała w nocy duszy. Powierzchowni obserwatorzy mogą uznać to za pewnego rodzaju ateizm. Jednak Pan Bóg zakrywa Swe wielkie łaski przed oczami świata. Drugą wielką łaskę, która również pozostaje doskonale nieznana jest fakt, iż pozostawiła ona po sobie ponad 5000 stron pism teologicznych, które są nadal niewiadome dla szerokiej publiczności. Trzecią sprawą, która jest zupełnie nieznaną dla społeczeństwa, jest jej niesamowity humor w głębiach cierpienia. Była naprawdę zanurzoną w kontemplacji pośrodku świata, a we wszystkich trudnościach, umiała zawsze znaleźć radość i Boże poczucie humoru. Uczestniczył Ksiądz Prałat w procesie beatyfikacji Matki Teresy, który dzięki Papieżowi przebiegł niezwykle szybko. Co mógłby Ksiądz nam o tym powiedzieć?
Dzięki Janowi Pawłowi II oraz nowoczesnym komputerom! Uporządkowanie 80 000 stron bez komputerów byłoby zadaniem na 50 lat. Matka Teresa jest nie tylko w tym zakresie bardzo nowoczesną świętą. Uważam, że bardzo szybko zakończyliśmy pierwszy duży etap, co było spowodowane tym, że stosunkowo łatwo było zobaczyć głęboką świętość Matki Teresy. Wierzę, że drugi etap, którym jest kanonizacja, będzie również formalnością, której Pan Bóg na pewno nam udzieli w odpowiednim momencie. W przyszłym roku 26 sierpnia będziemy obchodzić setną rocznicę urodzin Matki Teresy. Być może się zdarzy, że zbiegnie się ona z jej kanonizacją. Formalnie zależy to od dwu rzeczy: przede wszystkim tego, aby jeden z wielu cudów, które miały miejsce, został oficjalnie uznany i tego, że Ojciec Święty w swojej duszpasterskiej odpowiedzialności wybiera właściwy moment.

Ksiądz Prałat był przewodnikiem duchowym sióstr Matki Teresy w Moskwie i Armenii i – tym samym - pierwszym katolickim księdzem, który był legalnie zarejestrowany w Związku Sowieckim. Jakie były doświadczenia Księdza w tamtym czasie?

Moim pierwszym wrażeniem było to, że to nie my, nie Matka Teresa, pełniliśmy obowiązki duszpasterskie na obszarze komunistycznym, lecz Matka Boża. Rosja zawsze była krajem Matki Bożej, a ona nigdy nie zrezygnowała ze Swej duszpasterskiej odpowiedzialności. Już poprzez dzieci fatimskie przekazała Ona ostrzeżenie o wielkiej tragedii, jaka miała uderzyć w Rosję, ale w tym samym czasie, dała nam środek zaradczy: poświęcenie się Niepokalanemu Sercu Maryi. Ten akt konsekracji został dokonany przez Piusa XII, a później formalnie dopełniony przez Jana Pawła II. Sześć lat po konsekracji system sowiecki załamał się. Podobnie jak po odpuszczeniu grzechu, pozostało po nim wielkie spustoszenie. Jest to z pewnością częścią naszego zadania przyczyniać się do uzdrowienia poprzez modlitwę i ofiarę, a także poprzez konkretne działania. Czuję głęboką radość w sercu, gdy widzę w trakcie Festiwalu Młodzieży w sierpniu tak wielu młodych ludzi z dawnego Bloku Wschodniego. Jest to rzeczą zupełnie niewyobrażalną, aby będąc tak blisko Serca swojej Matki nie zostali oni przez nią uzdrowieni!

Rodzina „Radia Maria” jest znana na całym świecie. Ksiądz Prałat również brał udział w jej tworzeniu. Jak to się stało?

Matka Boża prawdopodobnie nie w pełni zrealizowała wielkość Swojego powołania w chwili, gdy została wezwana. To samo dzieje się u tych, którzy są powołani przez Nią. Nie mogłem sobie wyobrazić, jak szybko, jak błyskawicznie to wszystko się potoczyło. W ciągu siedmiu lat Radio Maria stało się obecne w 31 krajach, a dzisiaj istnieje w ponad 60 krajach. Wydaje się, że Matka Boska działa bardzo pospiesznie. Istnieją różne wskazania wewnątrz i poza Kościołem, że istnieją poważne powody do pośpiechu.
W jakim zakresie Kościół może dzisiaj ewangelizować poprzez media?

Wierzę, że ewangelizacja zawsze dokonuje się poprzez głoszenie słowa. 10 lat temu w Japonii przypadało około 350.000 katolików na jedną parafię. Badania wykazały, że ponad 600.000 ludzi uważa się za katolików. Na pytanie, gdzie usłyszałem o Kościele, odpowiedź brzmiała: w telewizji oraz w radiu. Oznacza to, że radio i telewizja są z pewnością wstępną formą ewangelizacji, która może otworzyć ludzkie serca na prawdę o Bogu. Później na pewno wymaga ona osobistego kontaktu między duszpasterzem i indywidualnymi duszami.

Jak Ksiądz Prałat postrzega młodych ludzi, w jaki sposób można ich przyciągnąć do Kościoła?

W Austrii widzę głównie młodzież. Dzieją się dwie rzeczy. Są oni bardzo ubodzy w sensie rozumienia ubóstwa przez Matkę Teresę. Mówiła ona o ubóstwie fizycznym, społecznym i duchowym. Ci biedni młodzi ludzie są w stanie strasznego duchowego ubóstwa. Nikt nigdy nie głosił im, ani nie pokazywał Chrystusa. W tym samym czasie dzieje się cud: powstają małe grupy, społeczności, grupy modlitewne, a młodzi ludzie są bardzo otwarci na te grupy. Jestem zaskoczony tym, jak bardzo są oni otwarci i jak bardzo tęsknią oni do prawdy. W czasie, gdy powtarza się nam, że nie ma prawdy, że wszystko jest względne, że są wewnętrznie powoływani do poszukiwania jedynej stałej prawdy, którą znajdujemy w Chrystusie.

Nie jest to pierwsza pielgrzymka Księdza Prałata do Medziugorja. Jakie są Księdza doświadczenia, czy Ksiądz odczuwa tutaj obecność Matki Bożej?

Dziś mogę utożsamiać się z małym chłopcem Józefkiem - synkiem jednego z naszych współpracowników. Nie ma on jeszcze jednego roku życia. Siedział on sobie uśmiechnięty w swoim wózku spacerowym i oczywiście pełen radości. Dokładnie tak się czuję.

Jak Ksiądz Prałat postrzega Medziugorje w Kościele?

Sądzę, że Medziugorje ma bardzo ważną rolę do odegrania w Kościele. Kościół przechodzi trudny okres na całym świecie a ludzie są bardzo szybcy do oskarżania się nawzajem. Wierzę, że sama obecność Matki Bożej może prowokować do jedności. Widzę to w grupach austriackich, które przybywają do Medziugorja. Pośród wszystkich napięć w Kościele trwają one niewzruszenie i pozostają całkowicie wierne. Ukazują one w sposób matczyny to, co jest istotne w Kościele, a co nie jest.

Mówi się: „Poznacie ich po owocach”. Jakie zdaniem Księdza Prałata są owoce Medziugorja?

Mogę jedynie zacytować mojego kardynała Christopha Schönborna, który powiedział, że 90% wszystkich nowych powołań w jego diecezji dokonało się w pewien sposób poprzez Medziugorje. W Austrii zauważyłem w różnych częściach kraju, że w niektórych parafiach dzieją się rzeczy niezwykłe, jak na zwykłe życie parafii, jak na przykład grupy adoracji dla dzieci. A jakie to są te dzieci? Te, które wczoraj i przedwczoraj wszystkie razem były tutaj, w kościele, na samym przedzie. Oznacza to, że Medziugorje promieniuje w rodzinach, w parafiach. I tak, w stylu Maryi: Ona nie robi nic niezwykłego nadzwyczajnego, ona sama jest nadzwyczajna.

Czy można porównać Medziugorje do Lourdes czy Fatimy?

Tutaj mogę zacytować biskupa Hnilicę, który powiedział, iż „w objawieniach Maryi w Europie widać dokładnie pedagogikę Matki Bożej, która jest pedagogiką Kościoła. Pierwsze wielkie objawienie - Lourdes – ma związek z Sakramentem Chrztu Św. „Jestem Niepokalane Poczęcie”, woda jako symbol oczyszczenia. W Fatimie rozpoznaje się drugi sakrament chrześcijańskiej inicjacji - przyjęcie Ducha Świętego - w Sakramencie Bierzmowania. Anioł zwrócił się do dzieci, czy jesteście gotowe ofiarować swoje cierpienie, swoje modlitwy, itd. za biednych grzeszników? W Fatimie nie chodzi o kwestię osobistego uświęcenia, ale o misję uświęcania innych. A w Medziugorju mamy do czynienia z trzecim Sakramentem - Eucharystią - która jest ściśle związana z przygotowaniem do przyjęciem Pana -Spowiedzią Świętą. Wierzę, że istnieje bardzo bliski związek. Jesteśmy prowadzeni na drodze świętości.
Czy Ksiądz Prałat chciałby coś dodać?

W naszych czasach ważna jest wierność. Matka Teresa powiedziała: „Pan Bóg nie wezwał mnie, żebym odnosiła sukcesy, ale abym była wierną”. To jest także i nasze powołanie. Wywiad: Sanja Pehar
źródło: © Information Centre "Mir" Medjugorje ( http://www.medjugorje.hr/ )